Suma wydana od czerwca stanowi natomiast równowartość ponad 9 proc. chińskich akcji znajdujących się w wolnym obrocie.

Mimo tej ogromnej interwencji indeks Shanghai Composite stracił od czerwcowego szczytu ponad 40 proc. Od 14 czerwca, według danych agencji Bloomberga, z chińskiego rynku akcji wyparowało 5 bln USD. Rykoszetem oberwały inne parkiety – inwestorzy w Hongkongu stracili 1,4 bln USD, w Tokio 0,5 bln USD, w Nowym Jorku 2,2 bln USD, w Londynie 0,4 bln USD, a na innych rynkach 3 bln USD.

Najprawdopodobniej dzięki państwowej interwencji Shanghai Composite zakończył ostatnią, wtorkową sesję 2,9 proc. na plusie. Przez większą część sesji był pod kreską, a zaczął ostro zyskiwać dopiero w końcówce. Do tej zwyżki doszło pomimo tego, że wcześniej inwestorów rozczarowały dane o chińskim handlu zagranicznym w sierpniu. Wynika z nich, że import do Chin spadł (w ujęciu dolarowym) o 13,8 proc., a eksport o 5,5 proc. Te dane zostały odebrane przez rynek jako kolejne potwierdzenie tego, że chińska gospodarka jest mocno osłabiona. Były one sygnałem m.in. do przeceny w Tokio, gdzie indeks Nikkei 225 spadł we wtorek o 2,4 proc. Przy takich nastrojach na rynku nagłe odbicie na szanghajskiej giełdzie w ostatniej godzinie sesji najprościej można wytłumaczyć właśnie masowym kupowaniem akcji przez państwowe instytucje.

Regulatorzy z Pekinu planują wprowadzić na giełdach automatyczny mechanizm przerywania sesji w przypadku zbyt dużych wahań indeksów. Obroty byłyby wstrzymywane na 30 minut, jeśli główny indeks giełdy spadłby lub wzrósłby w ciągu sesji o 5 proc. Ten mechanizm mógłby zostać zastosowany tylko raz dziennie. Jeśli spadek lub wzrost sięgnąłby 7 proc., handel zostałby wstrzymany na cały dzień.