Akcje Deutsche Banku miały w poniedziałek we Frankfurcie „chwilę oddechu" po bardzo burzliwej piątkowej sesji (w piątek początkowo traciły 9 proc., by zamknąć się o 6 proc. wyżej niż dzień wcześniej), ale dlatego, że niemiecka giełda była zamknięta z powodu święta narodowego. Na giełdzie w Nowym Jorku traciły na początku sesji ponad 1 proc. Zawirowania wokół największego niemieckiego banku wciąż wywoływały silne emocje. Niektórzy politycy z RFN zaczęli oskarżać USA o prowadzenie wojny przeciwko temu bankowi. Elementem tej wojny ma być kara 14 mld USD, jakiej zażądał od niego amerykański Departament Sprawiedliwości.
– USA mają długą tradycję wykorzystywania wszelkich możliwości do prowadzenia działań sprowadzających się do wojny handlowej, jeśli korzysta na tym ich gospodarka. Wygórowana kara, jakiej zażądano od Deutsche Banku, jest przykładem takich działań – stwierdził w wywiadzie dla „Welt am Sonntag" Peter Ramsauer, przewodniczący komisji ds. gospodarki w Bundestagu, wiceprzewodniczący współrządzącej partii CSU. Eurodeputowany Markus Ferber, inny polityk CSU, zasugerował zaś, że kara dla Deutsche Banku to zemsta USA za to, że Komisja Europejska nakazała koncernowi Apple spłatę 13 mld euro zaległych podatków.
Inwestorzy zaczęli jednak liczyć na to, że Deutsche Bank zdoła wynegocjować z Departamentem Sprawiedliwości zmniejszenie grzywny. John Crayn, prezes Deutsche Banku, będzie w tym tygodniu w Waszyngtonie. Jego bank dawał wcześniej do zrozumienia, że chce negocjować zmniejszenie kary. „Deutsche Bank nie ma zamiaru zawarcia ugody w zakresie potencjalnych roszczeń cywilnych na poziomie nawet zbliżonym do wyjściowego stanowiska Departamentu Sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych, wynoszącego 14 mld USD. Jeśli chodzi o sprawy sporne, jesteśmy pewni, że w najbliższej przyszłości uda nam się zamknąć kilka istotnych postępowań" – mówi oficjalne stanowisko Deutsche Banku. Za bankiem ujęli się prezesi kilku dużych niemieckich koncernów. – Deutsche Bank ma wielką tradycję, solidną bazę i, budując na tym, dobrą przyszłość. Jestem o tym przekonany – mówił Dieter Zetsche, prezes Daimlera. HK