Chodzi o tzw. ETF, czyli fundusz inwestycyjny, którego jednostki uczestnictwa notowane są na giełdzie akcji, odzwierciedlając notowania innego instrumentu (zwanego bazowym). W przypadku ETF-a braci Tylera i Camerona Winklevossów, który w piątek został zablokowany przez Komisję Papierów Wartościowych i Giełd (SEC), instrumentem bazowym miał być bitcoin, najpopularniejsza spośród wirtualnych walut.
Decyzja SEC spowodowała załamanie notowań bitcoina nawet o 18 proc. Wirtualna waluta odrobiła z czasem część strat, ale gdy zamykaliśmy to wydanie „Rzeczpospolitej" i tak kosztowała na giełdzie BitStamp około 1200 dol., o 6 proc., mniej, niż w piątek po południu. Od początku roku do decyzji SEC bitcoin podrożał o 32 proc., a jego cena po drodze przebiła cenę uncji złota. Analitycy tłumaczyli to m.in. oczekiwaniami części uczestników rynku, że nadzór finansowy przychyli się do wniosku braci Winklevossów.
Zgoda SEC na uruchomienie bitcoinowego ETF-a mogłaby zwiększyć zainteresowanie tradycyjnych inwestorów wirtualną walutą. Inwestowanie w bitcoina nie wymagałoby już bowiem posiadania wirtualnego portfela ani konta na jednej ze specjalnych platform wymiany kryptowalut, jak określa się wirtualne jednostki płatnicze. Inwestorzy nie musieliby się też obawiać kradzieży swoich bitcoinów, co na takich giełdach zdarza się regularnie.
Na rozpatrzenie czekają jeszcze dwa wnioski o pozwolenie na utworzenie ETF-a odwzorowującego kurs bitcoina, ale szanse na to, że SEC potraktuje je inaczej, niż pierwszy, jest niewielkie. „Wydaje się, że odrzucenie przez Komisję wniosku Winklevossów nie było spowodowane specyfiką ich pomysłu. To źle rokuje innym bitcoinowym ETF-om" – powiedział agencji Bloomberga Spencer Bogart, główny analityk firmy Blockchain Capital.
SEC uzasadnił swoją decyzję tym, że platformy, na których handluje się bitcoinem, nie są nadzorowane. W efekcie giełda, na której miałyby być notowane jednostki uczestnictwa ETF-u (w przypadku braci Winklevossów miała to być giełda BATS) nie byłaby w stanie zapewnić bezpieczeństwa obrotu tymi instrumentami. Tymczasem brak nadzoru nad giełdami kryptowalut – i ogólnie nad ich obiegiem - to w dużej mierze źródło ich popularności.