W nocy z wtorku na środę firma MSCI ogłosiła, że w połowie 2018 r. rozpocznie stopniowe włączanie do swojego indeksu rynków wschodzących (MSCI EM) chińskich akcji klasy A, czyli papierów notowanych w juanach w Szanghaju i Shenzhen. Taką zmianę w składzie MSCI EM dostawca indeksów rozważał od czterech lat. Oficjalnie nie decydował się na to ze względu na niewystarczającą dostępność akcji klasy A dla zagranicznych inwestorów. Wiadomo jednak, że część inwestorów, z którymi MSCI zawsze konsultuje zmiany w swoich indeksach, była przeciwna zwiększaniu wagi Chin w MSCI EM. W końcu firma znalazła kompromisową formułę: udział Państwa Środka będzie rósł, ale stopniowo.
Chiny i długo nic
Obecnie w MSCI są tylko walory chińskich spółek denominowane w dolarach amerykańskich i hongkońskich, w dużej mierze notowane w Hongkongu (z kolei akcje hongkońskich spółek wchodzą w skład indeksu rynków dojrzałych MSCI World). To zapewnia Chinom 28-proc. wagę w tym koszyku. Jeszcze cztery lata temu wynosiła ona niespełna 20 proc.
Na mocy wtorkowej decyzji MSCI w 2018 r. w dwóch transzach do indeksu rynków wschodzących zostaną włączone juanowe akcje 222 dużych chińskich firm. To ułamek rynku akcji klasy A, na którym notowanych jest około 4000 emitentów. Dostawca indeksów postanowił też, że waga nowych spółek w MSCI EM będzie tylko w 5 proc. odzwierciedlała ich kapitalizację. W efekcie waga ta wyniesie zaledwie 0,7 proc.
– Chiny wciąż będą niedoreprezentowane – oceniła Catherine Yeung, dyrektor ds. inwestycji w Fidelity International. MSCI zapewnia jednak, że wraz z postępami w liberalizacji dostępu inwestorów zagranicznych do chińskich giełd będzie ograniczała dyskonto, z jakim akcje klasy A wejdą do indeksu, a także dodawała kolejne spółki, w tym średniej wielkości. Zdaniem Johna Higginsa, ekonomisty z firmy analitycznej Capital Economics, gdyby do MSCI EM trafiły wszystkie spółki klasy A, które spełniają kryteria dotyczące płynności i kapitalizacji, waga Chin w tym indeksie zwiększyłaby się do około 40 proc.