O ile na koniec 2016 r. aż 90 z nich dysponowało fundacjami wartymi ponad 1 mld USD, o tyle według szacunków agencji Bloomberga ich liczba wzrosła przez ostatni rok. Skorzystały one m.in. z hossy na amerykańskich giełdach. Wiele z uniwersyteckich fundacji powiększyło swoje aktywa do rekordowo dużych poziomów.

Najbogatszym spośród amerykańskich uniwersytetów jest Harvard. Według danych Bloomberga, jego fundacja dysponuje aktywami wartymi aż 37,1 mld USD. Na drugim miejscu znajduje się Yale z 27,2 mld USD, a na trzecim Stanford z 26,9 mld USD. 75 proc. majątków uniwersyteckich fundacji znajduje się w rękach zaledwie 3 proc. uczelni. Dopiero ustawa podatkowa Trumpa nakłada podatek na te fundacje.

Amerykańskie uniwersytety są często krytykowane za nadmierne skoncentrowanie się na zarabianiu pieniędzy. To, że ich fundacje dysponują ogromnymi aktywami, nie motywuje ich do zmniejszania czesnego dla studentów. Rosnące koszty edukacji wyższej sprawiły zaś, że przez ostatnią dekadę dług studencki w USA potroił się i sięgnął 1,3 bln USD. Jednocześnie zarządzający funduszami i władze uniwersytetów wypłacają sobie pensje godne wielkich instytucji finansowych z Wall Street. Np. w 2015 r. Stephen Blyth, prezes fundacji Uniwersytetu Harvarda, dostał wynagrodzenie wynoszące 15 mln USD.