Wydawało się, że inwestorzy już dawno uznali, że strefa euro wyjdzie z kryzysu silniejsza i bardziej zintegrowana. Skoro bowiem grecki radykalnie lewicowy rząd został kilka lat temu spacyfikowany i zmuszony do wdrażania polityki „zaciskania pasa", a państwa z peryferii Eurolandu zaczęły wychodzić na prostą, uznano, że Eurolandu nie da się już rozbić. Aż nagle przeciwko polityce Brukseli, Frankfurtu i Berlina zaczęły się buntować Włochy: trzecia pod względem wielkości gospodarka strefy euro, która nie da się tak łatwo spacyfikować, jak Grecja czy Katalonia. Trzy miesiące temu wybory parlamentarne przyniosły tam sukces dwóm populistycznym partiom: prawicowej Lidze Północnej i Ruchowi Pięciu Gwiazd. Pierwsza z nich przekształciła się w ostatnich latach z ugrupowania grupującego zwolenników oderwania od Włoch ich północnych regionów i stworzenia tam odrębnego państwa, w ogólnonarodową partię zdobywającą wyborców dzięki zapowiedziom walki z nielegalną imigracją i skorumpowanym establishmentem politycznym. Ruch Pięciu Gwiazd przeszedł zaś drogę od projektu satyrycznego i anarchizującego pospolitego ruszenia obywateli wściekłych na polityków do profesjonalnej machiny politycznej. Teraz oba stronnictwa będą tworzyły rząd, nad którym formalne kierownictwo powierzyły Giuseppe Conte, mało znanemu profesorowi prawa. Zapowiedzi wyborcze nowej koalicji już sprawiają, że biurokratom z Brukseli skacze ciśnienie. Deportowanie pół miliona nielegalnych imigrantów, obniżka wieku emerytalnego, cięcie podatków (do dwóch stawek wynoszących: 15 proc. i 20 proc.), gwarantowany dochód podstawowy dla słabiej zarabiających, wycofanie się z unijnych reguł dotyczących restrukturyzacji banków, ignorowanie Brukseli w kwestii pomocy publicznej dla linii lotniczych Alitalia oraz przemysłu stalowego... – Nikt nie powinien obawiać się naszego programu gospodarczego – zapewnia Matteo Salvini, przywódca Ligi Północnej.
Rynkowy test
Inwestorzy już jednak się zaczynają bać. O ile na początku maja rentowność włoskich obligacji dziesięcioletnich była mniejsza niż 1,8 proc., o tyle w zeszłym tygodniu przekraczała już 2,4 proc. To wciąż daleko od ponad 7 proc. odnotowanych pamiętną jesienią 2011 r. (gdy atak spekulacyjny na włoski dług doprowadził do upadku rządu nielubianego przez Brukselę premiera Silvio Berlusconiego), ale widać, że nowy rząd nie podoba się rynkom. A niepokój dotyczący Włoch przekłada się na wzrost rentowności obligacji innych państw z peryferii strefy euro i wyprzedaż aktywów z państw Europy Środkowo-Wschodniej, czyli rynków wschodzących, które są mocno zintegrowane gospodarczo ze strefą euro.
Choć wzrost rentowności włoskich obligacji jest odczuwalny na rynkach, to ma na razie ograniczone znaczenie dla włoskich władz. Potrzeby pożyczkowe na ten rok zostały już zapewnione, a Europejski Bank Centralny wciąż skupuje włoski dług w ramach programu QE. Problemy mogą się pojawić jednak w przyszłym roku, kiedy EBC zakończy QE. Rynek może wówczas przetestować wypowiedziane w 2012 r. zapewnienia Mario Draghiego, prezesa EBC, że unijny bank centralny zrobi wszystko, by wspomóc kraje strefy euro będące pod presją rynków. Czy EBC będzie jednak ratował kraj prowadzący politykę idącą w poprzek jego zaleceniom?
– Jeśli ktokolwiek w Europie uważa, że może wywrzeć na nas presję za pomocą rentowności obligacji i doprowadzić do upadku naszego rządu, to jest w wielkim błędzie. Przechodziliśmy już to w 2011 r. przed powstaniem rządu Mario Montiego. Wszyscy we Włoszech rozumieją, że polityczna manipulacja spreadami obligacji jest sposobem, za pomocą którego oni narzucają nam politykę fiskalnego zaciskania pasa. Będziemy mieli na ten temat szczerą dyskusję z UE – powiedział dziennikowi „Daily Telegraph" Claudio Borghi, główny ekspert ekonomiczny Ligi Północnej. Jego zdaniem, Bruksela nie jest w stanie zastraszyć nowego włoskiego rządu, roztaczając wizję wyrzucenia Włoch ze strefy euro. – Jeśli naprawdę będą chcieli grać ostro, to się na nich zemści. To Niemcy, a nie my, są kredytorem w systemie Target2 i to one poniosą straty, jeśli zbankrutujemy. Wzywałbym więc ich do ostrożności – dodaje Borghi. Wspomniany przez niego Target2 to system rozliczeń pomiędzy bankami centralnymi Eurosystemu, w ramach którego Włochy są winne Niemcom kilkaset miliardów euro. Gdyby Włochy w jakiś sposób „wypadły" z Eurolandu, to suma ta byłaby nie do odzyskania (tak przynajmniej ostrzega od lat np. znany niemiecki ekonomista Hans Werner Sinn, były szef instytutu Ifo).
W tym starciu to raczej Włosi są tymi, którzy od początku grają ostro. (Czyżby naśladowali taktykę Donalda Trumpa?) Stąd więc np. przeciek mówiący, że nowy włoski rząd może zwrócić się do EBC o umorzenie 250 mld euro włoskiego długu skupionego przez ten bank centralny w ramach programu QE. Być może ten wniosek nigdy nie zostanie wysłany do Frankfurtu, ale można w ten sposób rozpocząć dyskusję dotyczącą tego jak wyciągać z kryzysu kraje takie jak Włochy. A w Brukseli będą pozytywnie zaskoczeni, jeśli zamiast takiego wniosku zostanie przedstawiona propozycja bardziej kompromisowa. Równie dobrze może się jednak okazać, że włoscy populiści rzeczywiście chcą przeorać zasady rządzące UE i tylko czekają na dogodniejszy moment polityczny, by przedstawić swoje śmiałe propozycje.