Walka z niewidzialnym wirusowym wrogiem okazała się trudniejsza, niż się spodziewano. W momencie gdy inwestorzy cieszyli się ze stopniowego odmrażania gospodarek, ich dobry nastrój zepsuły sygnały wskazujące na kolejną falę zakażeń koronawirusem. W Pekinie nagle wprowadzono kwarantannę w wielu dzielnicach, po tym jak na jednym z targów wykryto ognisko zakażeń. W szeregu amerykańskich stanów – w tym w Kalifornii, Teksasie, Arizonie i na Florydzie – odnotowano niepokojący wzrost zachorowań na Covid-19. Andrew Cuomo, gubernator Nowego Jorku, zapowiedział, że może znów powrócić do zaostrzania restrykcji, jeśli ludzie nadal będą łamać zasady bezpieczeństwa. (Za kilka tygodni okaże się, jak na wzrost infekcji wpłynęły niedawne zamieszki rasowe). Rośnie też liczba przypadków Covid-19 w Indiach, Rosji, Brazylii czy Meksyku. Niektóre kraje poluzowały ograniczenia związane z pandemią, jeszcze zanim udało się im spłaszczyć krzywą zachorowań, nie mówiąc już o osiągnięciu ich szczytu. Czy grozi nam więc kolejna globalna fala tej zarazy, niosąca za sobą powrót restrykcji i kolejny silny cios dla PKB? Czy też może tym razem rządy przymkną oczy na chińskiego wirusa i potraktują go jak wiele innych zagrożeń, z którymi społeczeństwa nauczyły się żyć?
Scenariusz do uniknięcia
– Druga fala już się zaczęła. Otwieramy gospodarkę w całym kraju, ale bardzo wielu ludzi nie stosuje się do zasad dystansowania społecznego i nie nosi maseczek – stwierdził William Schaffner, wykładowca w Szkole Medycyny Uniwersytetu Vanderbildta. Jego zdaniem wykluczony jest jednak powrót do kwarantanny, takiej jak w marcu czy w kwietniu. – Całkowite zamknięcie było taką katastrofą finansową i doprowadziło do takich skutków społecznych i kulturowych, że nie wyobrażam sobie, byśmy ponownie mieli kwarantannę – dodał Schaffner.
Wygląda na to, że podobnego zdania są również amerykańscy decydenci. – Myślę, że nauczyliśmy się, że jak zamykamy gospodarkę, to robimy o wiele większe szkody. Nie tylko szkody gospodarcze, ale też w wielu innych obszarach, o których mówiliśmy: problemy medyczne oraz inne związane z tym, że wszystko zostaje zatrzymane – mówił w niedawnym wywiadzie dla CNBC Steven Mnuchin, amerykański sekretarz skarbu. Jego zwierzchnik prezydent Trump powiedział, że jeśli pojawia się druga fala zachorowań na koronawirusa, to gospodarka nie będzie ponownie zamrażana. Trudno się zresztą po nim spodziewać innego stanowiska. Nie chciałby kolejnej katastrofy gospodarczej przed listopadowymi wyborami prezydenckimi.
Niechęć do ponownego zamrażania gospodarki czuć też w niektórych krajach Europy. – Cokolwiek się zdarzy, nie będziemy w stanie powtórzyć generalnej kwarantanny we Francji. Za pierwszym razem była ona potrzebna, nie mieliśmy wyboru, ale cena, jaką zapłaciliśmy, była zbyt duża. Populacja na pewno nie zaakceptowałaby tego ponownie, konsekwencje gospodarcze byłyby ogromne, a nawet ze zdrowotnego punktu widzenia nie byłoby to pożądane – stwierdził Jean-Francois Delfraissy, przewodniczący Rady Naukowej, czyli instytucji doradczej rządu francuskiego.
Takie oświadczenia mogą wprawić wielu ludzi w zrozumiałą dezorientację. Skoro restrykcje były tak złe, to dlaczego je wprowadzono? Nie da się ukryć, że bez ograniczeń wprowadzanych przez rządy (i bez dobrowolnego dystansowania się przez ludzi) liczba zgonów na Covid-19 byłaby znacząco większa. Są badania wskazujące, że pandemię można było mocno ograniczyć w USA i Wielkiej Brytanii, gdyby ich rządy wprowadziły ograniczenia zaledwie kilka dni wcześniej. Jest też analiza przeprowadzona przez naukowców z brytyjskiego Imperial College London, mówiąca, że bez restrykcji w 11 krajach Europy (Austrii, Belgii, Danii, Francji, Hiszpanii, Niemczech, Norwegii, Szwajcarii, Szwecji, Wielkiej Brytanii i Włoszech) do 4 maja zmarłoby na koronawirusa 3,2 mln ludzi, zamiast 130 tys.