W tygodniu zakończonym 26 lutego wyniosły rozczarowujące 12 mld euro, a tydzień wcześniej 17,2 mld euro. Skup obligacji wyraźnie więc zwolnił w ostatnich tygodniach, choć jednocześnie na rynku szybko rosły rentowności długu państw Eurolandu. Wyhamowanie zakupów wyraźnie też kontrastuje z wypowiedziami niektórych oficjeli z EBC (np. Philipa Lane'a, głównego ekonomisty tej instytucji), że unijny bank centralny może „uelastycznić" program skupu aktywów.
– Po drugim z rzędu tygodniu bardzo niskich zakupów w ramach PEPP, którym towarzyszy gołębia retoryka, ważną kwestią jest, by wreszcie zwiększyć skup, jeśli chce się być wiarygodnym. Jest ryzyko, że w końcu będą musieli zrobić więcej – twierdzi Frederik Ducrozet, strateg z Pictet Wealth Management.
Gdy wiosną zeszłego roku Christine Lagarde, prezes EBC, ogłaszała rozpoczęcie programu PEPP, obiecywała, że skup obligacji pozwoli na „utrzymanie korzystnych warunków finansowania" dla spółek i gospodarstw domowych w strefie euro. Wielu analityków oczekiwało więc, że EBC zwiększy te zakupy w reakcji na spory wzrost rentowności obligacji państw strefy euro, do którego doszło w lutym. Rentowności te rosły w ślad za dochodowością amerykańskich papierów dziesięcioletnich. O ile na początku lutego rentowność hiszpańskich dziesięciolatek wynosiła 0,1 proc., o tyle pod koniec miesiąca 0,47 proc. Rentowność francuskich obligacji dziesięcioletnich wzrosła w tym czasie z minus 0,26 proc. do plus 0,03 proc., a niemieckich z minus 0,46 proc. do minus 0,22 proc.
– Nie ma w EBC takiego poczucia pilności jak w marcu 2020 r. A decydenci nie czują, że muszą już zwiększać interwencje na rynku – wskazuje Katharina Untermoehl, ekonomistka Allianza.