Inflacja będzie wyższa i trwalsza, niż się dotąd wydawało – ostrzegła we wtorek Organizacja ds. Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD). Podkreśliła, że aktualna pozostaje teza, wedle której podwyższona inflacja jest zjawiskiem przejściowym. Przemawia to za kontynuacją bardzo łagodnej polityki pieniężnej i fiskalnej, która pomogła złagodzić pandemiczny kryzys, a teraz jest potrzebna, aby podtrzymać ożywienie. Bankom centralnym nie trzeba tego tłumaczyć. Tylko nieliczne zdecydowały się na rozpoczęcie cyklu podwyżek stóp procentowych. I nawet one mają wątpliwości co do tego, czy obrały słuszną drogę.
Tak interpretować można wtorkową decyzję Narodowego Banku Węgier (MNB), aby podwyższyć główną stopę procentową tylko o 0,15 pkt proc., do 1,65 proc., a nie o 0,3 pkt proc., jak na poprzednich trzech posiedzeniach. Ekonomiści spodziewali się większej podwyżki, skoro w sierpniu inflacja na Węgrzech sięgnęła 4,8 proc. rok do roku, przebijając wyraźnie górną granicę (4 proc.) pasma dopuszczalnych odchyleń od celu inflacyjnego MNB. – Ta decyzja sugeruje, że na Węgrzech nie będzie apetytu, aby dalej zaostrzać politykę pieniężną, gdy tylko inflacja zacznie spadać lub zaczną na to wskazywać prognozy – ocenił Jason Tuvey, ekonomista ds. rynków wschodzących w Capital Economics. A hamowania inflacji należy oczekiwać w 2022 r.
Górka sama ustąpi
Według nowych prognoz OECD w krajach z G20 inflacja CPI wyniesie w tym roku 3,7 proc., a w przyszłym roku 3,9 proc. – o około 0,3 pkt proc. więcej, niż wydawało się w maju. Z drugiej strony aktualna prognoza sugeruje, że nawet w przyszłym roku inflacja nie osiągnie poziomu z 2011 r., gdy wynosiła 4,2 proc., ani tym bardziej z 2008 r., gdy sięgała 5 proc. Co więcej, za ten wynik będą odpowiadały przede wszystkim kraje najsłabiej rozwiniętych spośród państw G20 – jak Turcja czy Indie. W dojrzałych gospodarkach, w tym w USA i strefie euro, wzrost cen pozostanie w ryzach. Paryska organizacja zwraca też uwagę, że w IV kwartale br., gdy inflacja na świecie wyniesie około 4,5 proc., mniej więcej 1,5 pkt proc. dodawały będą do niej efekty wzrostu cen surowców oraz kosztów frachtu. To czynniki, na które polityka gospodarcza nie ma dużego wpływu. Przeciwnie, gospodarka wciąż potrzebuje wsparcia, aby złagodzić te ograniczenia podaży.
Niepewność króluje
Większość banków centralnych ocenia sytuację podobnie jak paryska organizacja: inflacja jest wyższa od oczekiwań, ale jest zjawiskiem przejściowym i poza ich bezpośrednią kontrolą. Jednocześnie ożywienie gospodarcze pozostaje kruche. Obawy, jakie w ostatnich dniach na rynkach finansowych budzą kłopoty finansowe największego chińskiego dewelopera Evergrande, są tego potwierdzeniem. Ewentualne bankructwo giganta, którego nieuregulowane zobowiązania sięgają 300 mld USD, miałoby globalne reperkusje. Toteż część analityków uważa, że zawirowania rynkowe mogą stać się dla niektórych banków centralnych pretekstem do złagodzenia tonu. Dotyczy to także Federalnego Komitetu Otwartego Rynku (FOMC), decyzyjnego gremium Fedu, którego wrześniowe posiedzenie kończy się w środę.
Obserwatorzy Fedu są zgodni, że FOMC nie zmieni żadnego z parametrów polityki pieniężnej: utrzyma główną stopę procentową w przedziale 0–0,25 proc. i będzie kontynuował program skupu aktywów (QE) w tempie 120 mln USD miesięcznie. Niepewność dotyczy głównie tego, na ile jednoznaczne będą sygnały dotyczące wygaszania QE. Część analityków sądzi, że FOMC przedstawi już harmonogram tych działań, inni jednak oceniają, że nawet na to jest za wcześnie m.in. w związku z ostatnimi rozczarowującymi danymi z rynku pracy. Przedmiotem uwagi będą też nowe prognozy członków FOMC. Poprzednie, z czerwca, sugerowały, że większość tego gremium spodziewała się pierwszych podwyżek stóp procentowych (dwóch) w 2023 r. Część ekonomistów ocenia, że wrześniowe prognozy będą podobne, inni jednak sądzą, że górę wezmą zwolennicy podwyżki stóp już w 2022 r.