– Stoimy wobec próby złamania niezależności NBP – mówił Paweł Szałamacha, członek zarządu banku centralnego. Ta próba to – jak mówił – zapowiedź postawienia Adama Glapińskiego, prezesa NBP, przed Trybunałem Stanu. Szałamacha wskazywał, że podstawowy zarzut stawiany prezesowi Glapińskiemu to zakup na rynku wtórnym obligacji emitowanych lub gwarantowanych przez Skarb Państwa, co miało stanowić złamanie konstytucji. – NBP, tak jak i system amerykańskiej Rezerwy Federalnej, Bank Anglii czy Europejski Bank Centralny, dokonywał skupu obligacji w okresie pandemii. W latach 2020–2021 skupił obligacje o wartości około 144 mld zł. Operacje te były przeprowadzone z zachowaniem najwyższych standardów, na otwartych aukcjach, które były ogłaszane publicznie – mówił Szałamacha. I przekonywał, że działania te były uzasadnione ekonomiczne i w pełni zgodne z prawem.

Krytycy tych działań podnoszą, że zakup obligacji przez NBP nie był operacją w ramach otwartego rynku, te mają bowiem na celu zmiany płynności systemu bankowego. Tymczasem rzeczony zakup zwiększał wprawdzie płynność, ale w tym samym czasie NBP zmniejszał ją poprzez emisję własnych bonów. Nie o płynność sektora bankowego miało więc w istocie chodzić, lecz o operację finansowania wydatków rządu. I to miało być złamaniem prawa.

Wniosek w sprawie postawienia szefa NBP przed Trybunałem Stanu podpisało już blisko 200 posłów, co oznacza, że formalnie Sejm będzie mógł zacząć nad nim pracę. Adam Glapiński nie pojawił się na konferencji.