Sprzedaż detaliczna w styczniu podskoczyła realnie o 3,6 proc. w stosunku do grudnia. Nie licząc miesięcy, gdy sprzedaż odbijała się po pandemicznych ograniczeniach w handlu, to najlepszy wynik od co najmniej 2014 r. W warunkach najwyższej od ponad 20 lat inflacji tak silny popyt konsumpcyjny może niepokoić. Bardzo dobre wyniki budownictwa i przemysłu w styczniu sugerują jednak, że podaż dotrzymuje popytowi kroku. To może ograniczać narastanie presji na wzrost cen.
Nastroje nie takie złe
Jak podał w poniedziałek GUS, sprzedaż detaliczna w ujęciu realnym (tzn. w cenach stałych) wzrosła w styczniu o 10,6 proc. rok do roku, po zwyżce o 8 proc. w grudniu. Z tej perspektywy patrząc, wyniki handlu były tylko nieco lepsze, niż oczekiwali przeciętnie ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści (9,9 proc.). Jednocześnie były sporo gorsze niż w listopadzie (12,1 proc.), gdy tak samo jak w styczniu wzrostowi sprzedaży w ujęciu rok do roku sprzyjała niska baza odniesienia sprzed roku.
Zupełnie inny obraz popytu konsumpcyjnego malują dane oczyszczone z wpływu czynników sezonowych. Tak mierzona sprzedaż była w styczniu realnie o 3,6 proc. większa niż w grudniu. Do większych zwyżek dochodziło w ostatnich latach tylko w miesiącach, gdy otwierane były sklepy zamknięte z powodu kolejnych fal epidemii Covid-19.

Jak zauważyli ekonomiści z mBanku, tak duża zwyżka sprzedaży w styczniu kontrastuje z mocnym pogorszeniem nastrojów konsumenckich. Obliczany przez GUS bieżący wskaźnik ufności konsumenckiej (BWUK) zmalał w styczniu do najniższego od listopada 2020 r. poziomu -29,2 pkt, co ekonomiści tłumaczą na ogół wysoką inflacją oraz wzrostem stóp procentowych.