Średnia płaca brutto w sektorze przedsiębiorstw wyniosła w marcu 3332,7 zł – podał w piątek Główny Urząd Statystyczny. Przeciętne wynagrodzenie było o 5,7 proc. wyższe niż rok wcześniej. Ankietowani przez „Parkiet” analitycy spodziewali się wzrostu płac o 4,2 proc. Czy pozytywne zaskoczenie to sygnał poprawy sytuacji na rynku pracy? Zdaniem ekonomistów – niekoniecznie.
[srodtytul]Opóźnienie w płacach[/srodtytul]
„Korzystne informacje o wynagrodzeniach to z jednej strony wynik tego, że dostosowania po stronie płacowej następują wolno, z drugiej – efekt przesunięć kalendarzowych sprawiających, że większa liczba dni pracy przynosi wyższe wynagrodzenie w wielu branżach bazujących np. na dniówkach” – napisali w komentarzu do danych ekonomiści Raiffeisen Bank Polska. Z większą liczbą dni roboczych w marcu tego roku w porównaniu z poprzednim wiążą przyspieszenie wzrostu płac praktycznie wszyscy analitycy.
Problem w tym, że płace w pełni oddają gwałtowne zmiany w sytuacji przedsiębiorstw. Firmy, które zmagają się z ograniczeniem popytu na swoje wyroby, najczęściej nie są w stanie wynegocjować natychmiastowych obniżek wynagrodzeń.
– Do spadku dynamiki płac przyczynią się wdrażane przez pracodawców programy uelastyczniania czasu pracy, w ramach których w zamian za rezygnację z dokonywania zwolnień grupowych pracodawcy proponują załodze tymczasowe ograniczenie czasu pracy lub obniżenie stawki wynagrodzenia zasadniczego – ocenił Jakub Borowski, główny ekonomista Invest-Banku.