Dziurawy plan spłaty kredytów za bezrobotnych

Lawina uwag do rządowego projektu uniemożliwi uruchomienie programu już w maju. Do jego obsługi nie jest gotowy też BGK

Publikacja: 27.04.2009 01:08

Dziurawy plan spłaty kredytów za bezrobotnych

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek Jerzy Dudek

5 maja rząd ma się zająć projektem ustawy o pomocy państwa w spłacie niektórych kredytów mieszkaniowych udzielonych osobom, które utraciły pracę – zapowiedział Michał Boni, minister w kancelarii premiera. – Partnerzy zgłosili bardzo wiele uwag. W tej chwili analizujemy te uwagi – dodał. Według niego, wypłata pomocy powinna zacząć się przed wakacjami. W rzeczywistości uwag jest tyle, że dokument będzie wymagał poważnych zmian, a zapowiedziany przez Boniego termin może ulec przesunięciu.

[srodtytul]Niski poziom legislacyjny [/srodtytul]

Projekt przewiduje, że osoba która straci pracę, a zaciągnęła kredyt na zakup mieszkania, może wystąpić o 1200 zł miesięcznie na jego spłatę, wypłacane przez jeden rok. Potem będzie musiała pomoc tę zwrócić w nieoprocentowanych ratach.

Rząd miał z tym projektem problem od początku. Gdy w pierwszych dniach marca minister Boni ogłaszał, że pomoc w spłacie kredytów wyniesie 1200 zł miesięcznie, deklarował, że projekt jest gotowy i trafi w ciągu paru dni do konsultacji międzyresortowych. By uniknąć błędów, przygotowywało go Rządowe Centrum Legislacji, a proces ten wydłużył się o kolejny miesiąc. Szans na wprowadzenie go w życie w maju, jak chciał premier Donald Tusk, właściwie już nie ma.

Wszyscy chwalą intencje rządu. Ale nie sam projekt. – Odznacza się on niezwykle niskim poziomem legislacyjnym – głosi uchwała Naczelnej Rady Zatrudnienia działającej przy resorcie pracy (choć to on firmuje ustawę). Rada twierdzi wręcz, że projekt może być sprzeczny z konstytucyjną zasadą równości wobec prawa.

Z punktu widzenia banków, jak twierdzi ZBP, najważniejsze w ustawie jest zabezpieczenie przed jej nadużywaniem. Ale także skuteczność, czyli rzeczywiste odzyskanie przez klienta płynności finansowej po zakończeniu dopłat.

Związek wytyka projektowi szereg błędów, m.in. brak definicji kredytobiorcy, dość ogólną definicję kredytu mieszkaniowego, które sprawiają, że beneficjentem nie musi być nawet polski obywatel. A i kredyt nie musiał być udzielony w kraju. Nie ma też jasnego określenia, w jakim terminie rozpatrywane będą wnioski kredytobiorców, kto pomocy udziela czy decyduje o jej zaprzestaniu.

ZBP zauważa też, że z pomocy nie skorzystają osoby, które wzięły kredyty na remont nieruchomości, podobnie te, które wzięły kredyt na budowę lub zakup budynku jednorodzinnego z dwoma lokalami mieszkalnymi i nie są samodzielnym właścicielem budynku.

Z kolei Narodowy Bank Polski zwraca uwagę, że wykluczone zostały osoby, które od dewelopera lub spółdzielni mieszkaniowej nabyły prawo do lokalu w trakcie budowy, przez co nie mają księgi wieczystej. Wątpliwości ZBP budzi nawet wybór dat granicznych dla programu. Z pomocy skorzystają osoby zwolnione z pracy między 1 lipca 2008 r. a 31 grudnia 2010 r. Kłopot może być też z ustaleniem na 1200 zł kwoty pomocy, bo gdy komuś zabraknie jeszcze np. 400 zł do miesięcznej raty, to i tak bank może wypowiedzieć mu umowę.

Brak też zapisów na temat tego, co robić, gdy pomoc nie zostanie zwrócona do Funduszu Pracy lub jej beneficjent nie znajdzie zatrudnienia. – Brak regulacji dotyczącej podstawy prawnej do prowadzenia egzekucji przyznanej pomocy – pisze resort finansów.

[srodtytul]Pomoc tylko z zasiłkiem[/srodtytul]

Wiceminister finansów Elżbieta Suchocka-Roguska ma zastrzeżenia do zapisu, zgodnie z którym pomoc dostaną tylko osoby uprawnione do zasiłku dla bezrobotnych. – Problemy ze spłatą kredytu mogą mieć również bezrobotni bez prawa do zasiłku – zwraca uwagę. Pomoc ma za to przysługiwać osobom, które same z pracy zrezygnują. Projekt nie określa, jak postępować, jeśli kredyt wzięły osoby niepozostające w związku małżeńskim lub mające rozdzielność majątkową. – Wymaga rozważenia wprowadzenie chociażby symbolicznego oprocentowania miesięcznych rat zwracanej pomocy, np. na poziomie 1,5 proc. – proponuje wiceminister finansów.

Ministerstwo Infrastruktury chce, by przyszłych beneficjantów rozliczać z posiadanego majątku, żeby z pomocy nie korzystały osoby zamożne. Ma też wątpliwości dotyczące braku ograniczeń wysokości zaciągniętego kredytu czy standardu mieszkania lub domu. I podobnie jak resort finansów obawia się, czy ustawa nie powiększy szarej strefy.

[srodtytul]BGK i tak nie da rady [/srodtytul]

Podczas gdy ZBP obawia się, że za 1,5 proc. prowizji BGK nie da rady obsłużyć kredytów, Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta wręcz przeciwnie – chce zadbać, by bank na tym się nie wzbogacił. Miałyby temu służyć zapisy o pokryciu tylko minimalnych kosztów obsługi. UOKiK zastanawia się wręcz, po co mieszać BGK w relacje, jakie mogłyby przebiegać miedzy samorządami lokalnymi (dysponującymi środkami z FP) a bankami.

Co na to BGK? Zwraca uwagę, że z obsługą ponad 60 tys. umów kredytowych (taką liczbę zakłada projekt) jego personel może sobie nie poradzić. Potrzebny będzie nowy system informatyczny, który obejmie wszystkie mechanizmy naliczania odsetek i stosowania kursów walutowych w bankach, które tych kredytów udzieliły. – Koszt operacji może kilkakrotnie przekroczyć zakładane w projekcie ustawy 1,5 proc. przekazanej pomocy, a jej uruchomienie nastąpi znacznie później, niż przewiduje się obecnie – ostrzega BGK w piśmie przesłanym resortowi pracy.

Gospodarka krajowa
NBP w październiku zakupił 7,5 ton złota
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka krajowa
Inflacja w listopadzie jednak wyższa. GUS zrewidował dane
Gospodarka krajowa
Stabilny konsument, wiara w inwestycje i nadzieje na spokój w otoczeniu
Gospodarka krajowa
S&P widzi ryzyka geopolityczne, obniżył prognozę wzrostu PKB Polski
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka krajowa
Czego boją się polscy ekonomiści? „Czasu już nie ma”
Gospodarka krajowa
Ludwik Kotecki, członek RPP: Nie wiem, co siedzi w głowie prezesa Glapińskiego