W 2008 r. ludność Polski powiększyła się prawie o 20 tys. osób, i to nawet biorąc pod uwagę tymczasowe wyjazdy do pracy za granicą. Na koniec roku było nas prawie 38,14 mln (pod względem liczby ludności Polska jest na 32. miejscu wśród krajów świata i na 6. w krajach UE).
To pierwszy wzrostowy rok od 1996 r. – wynika z informacji Głównego Urzędu Statystycznego. Ten rok zaczyna się też dobrze. Pod względem liczby narodzin dzieci styczeń był co prawda nieco słabszy niż rok wcześniej (urodziło się 34,7 tys. maluchów, o 400 mniej niż w 2008 r.), ale za to w lutym przyszło na świat 33,7 tys. dzieci, o około 2 tys. więcej niż przed rokiem. Marzec ze wstępnych danych też wygląda na „dodatni”. Czy ta jaskółka ma szansę uczynić demograficzną wiosnę?
[srodtytul]Jeszcze dwa lata dobre?[/srodtytul]
Zdaniem ekspertów, Polaków może przybywać jeszcze przez rok, dwa lata. – Po 2011 r. w dorosłe życie będą wkraczać coraz mniej liczne roczniki. Szczyt problemów nietrudno wyliczyć. Najmniejszy przyrost naturalny mieliśmy w 2003 r. i wystarczy dodać do tego około 20 lat – mówi Wiesław Łagodziński, rzecznik GUS. Zastrzega, że jeśli doszłoby do poważnego tąpnięcia gospodarki, jak na Litwie czy Łotwie, to i te dwa najbliższe lata pod względem liczby urodzeń mogą być słabe.
Prognozy GUS wskazują, że najgłębszy spadek przyrostu naturalnego będziemy mieć w latach 2025–2035. Za 26 lat ma nas być niespełna 36 mln, czyli o ponad 2,1 mln mniej niż obecnie. Na tym etapie prognozy GUS właściwie się kończą. Dalej jednak idzie unijny urząd statystyczny, czyli Eurostat. Zdaniem jego ekspertów, w 2060 r. na trzech pracujących Polaków przypadać będzie przynajmniej dwóch emerytów, a odsetek osób po 80. wzrośnie 4,5-krotnie. Z powodu zbyt małego przyrostu naturalnego ubędzie aż ponad 7 milionów obywateli. Z trzeciej pozycji pod względem stosunku liczy osób w wieku produkcyjnym do seniorów – (po Cyprze i Irlandii) spadniemy na ostatnią w UE.