Starzejące się społeczeństwo niesie dużo zagrożeń

Zeszły rok był dla Polski wyjątkowy, bo po raz pierwszy od 11 lat skończyliśmy go z większą liczbą obywateli. Ale w kolejnych latach przybywać będzie nam tylko seniorów

Publikacja: 30.04.2009 01:03

Starzejące się społeczeństwo niesie dużo zagrożeń

Foto: GG Parkiet

W 2008 r. ludność Polski powiększyła się prawie o 20 tys. osób, i to nawet biorąc pod uwagę tymczasowe wyjazdy do pracy za granicą. Na koniec roku było nas prawie 38,14 mln (pod względem liczby ludności Polska jest na 32. miejscu wśród krajów świata i na 6. w krajach UE).

To pierwszy wzrostowy rok od 1996 r. – wynika z informacji Głównego Urzędu Statystycznego. Ten rok zaczyna się też dobrze. Pod względem liczby narodzin dzieci styczeń był co prawda nieco słabszy niż rok wcześniej (urodziło się 34,7 tys. maluchów, o 400 mniej niż w 2008 r.), ale za to w lutym przyszło na świat 33,7 tys. dzieci, o około 2 tys. więcej niż przed rokiem. Marzec ze wstępnych danych też wygląda na „dodatni”. Czy ta jaskółka ma szansę uczynić demograficzną wiosnę?

[srodtytul]Jeszcze dwa lata dobre?[/srodtytul]

Zdaniem ekspertów, Polaków może przybywać jeszcze przez rok, dwa lata. – Po 2011 r. w dorosłe życie będą wkraczać coraz mniej liczne roczniki. Szczyt problemów nietrudno wyliczyć. Najmniejszy przyrost naturalny mieliśmy w 2003 r. i wystarczy dodać do tego około 20 lat – mówi Wiesław Łagodziński, rzecznik GUS. Zastrzega, że jeśli doszłoby do poważnego tąpnięcia gospodarki, jak na Litwie czy Łotwie, to i te dwa najbliższe lata pod względem liczby urodzeń mogą być słabe.

Prognozy GUS wskazują, że najgłębszy spadek przyrostu naturalnego będziemy mieć w latach 2025–2035. Za 26 lat ma nas być niespełna 36 mln, czyli o ponad 2,1 mln mniej niż obecnie. Na tym etapie prognozy GUS właściwie się kończą. Dalej jednak idzie unijny urząd statystyczny, czyli Eurostat. Zdaniem jego ekspertów, w 2060 r. na trzech pracujących Polaków przypadać będzie przynajmniej dwóch emerytów, a odsetek osób po 80. wzrośnie 4,5-krotnie. Z powodu zbyt małego przyrostu naturalnego ubędzie aż ponad 7 milionów obywateli. Z trzeciej pozycji pod względem stosunku liczy osób w wieku produkcyjnym do seniorów – (po Cyprze i Irlandii) spadniemy na ostatnią w UE.

Ale nawet Łagodziński z GUS przyznaje, że niekoniecznie trzeba wierzyć prognozom. – Już przynajmniej dwa razy czarne scenariusze dla Polski się nie sprawdzały – mówi. Ale bez zmian szeroko pojętej polityki prorodzinnej czeka nas dołek demograficzny, i to bardzo poważny, który może przerodzić się w kryzys systemu zabezpieczenia społecznego.Nadal poziom reprodukcji nie gwarantuje prostej zastępowalności pokoleń – utrzymuje się obserwowany od 1989 r. okres depresji urodzeniowej. Współczynnik dzietności w 2007 r. wyniósł 1,31 – zastępowalność gwarantowana jest przy współczynniku 2,1–2,15.

[srodtytul]Skąd to odbicie[/srodtytul]

Osoby przyzwyczajone do katastroficznych wizji demograficznych szukają powodów poprawy. Zeszłoroczny wzrost zawdzięczamy m.in. dodatniemu przyrostowi naturalnemu (różnica między liczbą urodzeń i zgonów), który wyniósł ponad 35 tys. osób. W przeliczeniu na 10 tys. mieszkańców przybyło aż 9 osób – trzykrotnie więcej niż w 2007 r. Dodatni przyrost naturalny odnotowaliśmy trzeci raz z rzędu. Jednak w latach 2006–2007 po uwzględnieniu emigracji w rzeczywistości Polaków ubywało.

[srodtytul]Kryzys straszy młodych[/srodtytul]

Do zakładania rodziny może zniechęcać kryzys gospodarczy, zwłaszcza rosnące bezrobocie, które w pierwszej kolejności zawsze odbija się na osobach bez doświadczenia, dopiero wkraczających na rynek pracy. Kłopotem będą też kredyty hipoteczne, zwłaszcza że spadek cen mieszkań nie poszedł tak daleko jak obostrzenia ze strony banków. Także niestabilny złoty stanął na drodze wielu osób do własnego M – bo największą zdolność kredytową miały we frankach szwajcarskich.

[srodtytul]Pole do popisu dla polityków[/srodtytul]

– W moim przekonaniu od polityki rodzinnej państwa zależy aż w 70 proc. to, ile będziemy mieć dzieci. Z powodów demograficznych mamy ograniczoną liczbę młodych kobiet, które mogą urodzić dzieci. Ale i tak przedkładają one pracę ponad macierzyństwo i ograniczają się zwykle do urodzenia jednego dziecka, ponieważ nie są w stanie pogodzić macierzyństwa z obowiązkami zawo- dowymi – mówi rzecznik GUS. Za przykład podaje brak żłobków i przedszkoli, wciąż mało popularne elastyczne formy zatrudnienia rodziców powracających na rynek pracy (np. na część etatu lub jako telepracownicy), kłopot z mieszkaniami.

Zresztą i od kobiet, które macierzyństwo odłożyły w czasie, można, zdaniem ekspertów, oczekiwać więcej. Wiek, w którym decydują się na dzieci, przesunął się z grupy 20–24 lata na 25–29 lat. Znaczący wzrost płodności odnotowano też w grupie 30–34 lata. To pociągnęło za sobą podwyższenie średniego wieku rodzenia do 27,9 lat. Ale ze względów medycznych przynajmniej do 35. roku życia mogą bez problemu rodzić kolejne maluchy.

[srodtytul]Emerytury zagrożone[/srodtytul]

O tym, że sytuacja demograficzna się pogarsza, wiemy od przynajmniej kilkunastu lat. Właśnie z tego powodu w 1999 r. zdecydowano się na reformę emerytalną.

Do OFE trafia 1/3 składki i jest inwestowana. Pozostała jest kierowana do ZUS i jest waloryzowana. Druga część z tych pieniędzy to jednak wirtualny zapis, bo gotówka trafia od razu na wypłatę świadczeń dla obecnych emerytów. Według przedstawicieli ZUS, demografia, przynajmniej w najbliższych latach, mu nie zagraża, bo po prostu większy będzie odpis z budżetu na Fundusz Ubezpieczeń Społecznych. Jednak i w budżecie środków może zabraknąć.

Ostatnie prognozy ZUS, przygotowywane, gdy sytuacja była o wiele lepsza (także dlatego, że nikt nie przewidywał aż tak dużej fali ucieczek na wcześniejszą emeryturę w 2008 r.), przewidywały, że w najgorszym 2027 r. deficyt FUS sięgnie 58 mld zł. Teraz rząd nie wyklucza, że podczas czerwcowego przeszacowania budżetu państwa może zdecydować o podwyższeniu składki emerytalno-rentowej, by nie podwyższać deficytu państwa.

Zdaniem prorektora Akademii Ekonomicznej w Poznaniu prof. Macieja Żukowskiego, do systemu emerytalnego stale trzeba będzie dopłacać. Dotacja do emerytur w tym roku wyniesie 3,5 proc. PKB, podczas gdy wydatki na ochronę zdrowia to około 4,4 proc. PKB.

[srodtytul]65 lat to za mało dla emeryta[/srodtytul]

Co więc nas czeka? Trudna dyskusja o wydłużaniu wieku emerytalnego. – W czasach powstawania pierwszego cywilnego systemu emerytalnego emerytura była nagrodą za dożycie, której niewielu doczekiwało – przypomina Grzegorz Chłopek, wiceprezes ING PTE.

Na pierwszy front pójdą kobiety – mające teraz przywilej kończenia pracy o 5 lat wcześniej niż mężczyźni. – W dłuższej perspektywie prawo do przejścia na emeryturę w wieku 65 lat wydaje się nie do obronienia – mówił jeszcze niedawno Michał Boni, minister w Kancelarii Premiera. – Wszystkie kraje reformujące systemy emerytalne wydłużają wiek aktywności zawodowej – powtarzał.

Rząd zabrał się do wydłużenia aktywności zawodowej Polaków od porządkowania przepisów emerytalnych oraz przygotowując program „Solidarność pokoleń 50 plus”. Pierwsze sukcesy to ograniczenia w przechodzeniu na wcześniejszą emeryturę, choć okupione wysokimi rekompensatami. ZUS z kolei od kilku lat robi porządki w rentach. Przez lata był to sposób na uniknięcie bezrobocia czy dodatkowy dochód.

[srodtytul]Umysłowa mobilność[/srodtytul]

Starzenie się społeczeństwa to też szansa na nowe nisze dla firm. Jako jeden z pierwszych dostrzegł to np. Bank Pocztowy, wprowadzając specjalne konta dla seniorów. Komisja Europejska zwraca uwagę, że osoby starsze mogą generować powstawanie wielu nowych miejsc pracy. Ze względu na prostotę zajęć pielęgnacyjno-opiekuńczych mogą się w nich odnaleźć osoby mające na rynku pracy problemy.

Opieka taka będzie też jednak generować poważne koszty dla systemu. W przypadku osób niesprawnych tylko fizycznie wielkie nadzieje niesie technika. Ale wraz z wydłużaniem się wieku coraz częściej niezbędne są kosztowne zabiegi chirurgiczne, np. bioder, stawów kolanowych czy serca. Starość wiąże się z wieloma chorobami neurologicznymi, takich jak Alzheimera, z którymi społeczeństwa nie miały do czynienia w przeszłości. I tu stała opieka jest niezbędna, a bliscy często sobie z nią nie radzą z powodu pracy zawodowej.

Dlatego w Polsce można się za unijne pieniądze wykształcić na opiekuna osoby starszej czy pielęgniarkę społeczną. Kolejne szpitale zaś stają się ośrodkami opiekuńczymi. – Dochodzi też kwestia szeroko pojętej mobilności umysłowej. W normalnym społeczeństwie muszą być pewne proporcje między pokoleniami. Technika zastąpi część pracowników. Ale gospodarce potrzebne są świeże umysły, by postęp się nie zatrzymał – mówi Łagodziński.

[ramka][b]Irena Kotowska - profesor, ekspert z dziedziny demografii i rynku pracy, wykładowca SGH[/b]

Prognozy demograficzne dla Polski są bardzo niepokojące, zwłaszcza pod względem zmian w strukturze grup wiekowych. Musimy przede wszystkim zwiększyć aktywność zawodową, ponieważ Polska ma najniższe wskaźniki zatrudnienia w Europie. Ograniczenia dostępu do wcześniejszych emerytur to sprawa gardłowa i zostały podjęte tu już działania. Nie można też pozwolić na dezaktywizację kobiet z powodu obowiązków opiekuńczych. Tu niezbędne są działania państwa. Na uzupełnienie grupy pracowników przez emigrantów nie możemy liczyć.

Trzeba też podnieść wskaźnik dzietności Polek, jednak na efekty tych działań dla rynku pracy możemy liczyć dopiero po około 20 latach. Spadkowy trend na razie został zahamowany, ale bardzo ważne jest podjęcie polityki rodzinnej umożliwiającej matkom szybki powrót do pracy, ale też elastycznej np. na część etatu. Odpowiednie przepisy już mamy, ale na przeszkodzie stoi często mentalność.

[b]Witold Orłowski - Profesor, ekonomista PricewaterhouseCoopers[/b]

Trzeba pamiętać, że prognozy Głównego Urzędu Statystycznego czy Eurostatu bazują tylko na demografii i nie biorą pod uwagę np. elementów migracyjnych. Kraj, który bardzo potrzebuje pracowników, może zaprosić ich z innych, uboższych państw. I tak pewnie stanie się w przypadku Polski. Teraz sprowadzamy pracowników między innymi z Ukrainy, bo tam sytuacja jest gorsza niż w Polsce. W przyszłości może będziemy z Afryki lub Azji Wschodniej, ale trudno to w długim okresie prognozować. W przeciwnym razie nasz rozwój gospodarczy może słabnąć, a podatki będą rosły. W efekcie powinny też spadać dochody emerytów, ale jak pokazuje historia, grupa ta poprzez protesty jest w stanie wymusić wyższe podwyżki niż wynikałoby ze stanu gospodarki. Słabnąca gospodarka nie pozostanie bez wpływu na wyceny na rynkach finansowych. Niskie tempo wzrostu oznacza zwykle niską dochodowość instrumentów finansowych.

[b]Wojciech Nagel - wykładowca demografii w Collegium Civitas, ekspert Business Centre Club[/b]

Jeśli w 2025 r. będzie o 2,5 mln Polaków mniej, a bilans migracji będzie ujemny (1–1,5 mln), czeka nas istotny wzrost podatków od dochodów oraz składki emerytalnej. Mowa o prognozie, która nie jest skrajna, wydaje się też, iż obecne „wybrzuszenie” w liczbie urodzeń nie jest trwałe. Na powyższą sytuację nałoży się szczyt deficytu w FUS w 2030 r. Będzie on wyższy od obecnego deficytu budżetowego. Polska wykazuje silną dynamikę procesu starzenia się przy stabilizującym się poziomie płodności kobiet, który będzie poruszał się między 1,1 a 1,3. W krytycznym 2030 r. liczba emerytów będzie większa o 4,5 mln niż na początku wieku. Czy można wyobrazić sobie składkę ogółem na poziomie 50–60 proc.? Niestety tak, chyba że przestaniemy się rozwijać jako kraj, aby skoncentrować się głównie na finansowaniu świadczeń społecznych. Ponadto kolejne pokolenia, wychowane w duchu mobilności, mogą odrzucić obecny model solidaryzmu, zmieniając kraj rezydencji podatkowej. [/ramka]

Gospodarka krajowa
Stabilny konsument, wiara w inwestycje i nadzieje na spokój w otoczeniu
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka krajowa
S&P widzi ryzyka geopolityczne, obniżył prognozę wzrostu PKB Polski
Gospodarka krajowa
Czego boją się polscy ekonomiści? „Czasu już nie ma”
Gospodarka krajowa
Ludwik Kotecki, członek RPP: Nie wiem, co siedzi w głowie prezesa Glapińskiego
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka krajowa
Kolejni członkowie RPP mówią w sprawie stóp procentowych inaczej niż Glapiński
Gospodarka krajowa
Ireneusz Dąbrowski, RPP: Rząd sam sobie skomplikował sytuację