Mam nadzieję, że deficyt budżetowy zapisany na poziomie 18,2 mld zł, nie zostanie zwiększony, a w ostateczności zwiększony zostanie bardzo niewiele – stwierdził wczoraj wiceminister finansów Ludwik Kotecki. Podobnie wypowiadał się minister w Kancelarii Premiera Michał Boni.Większość analityków spodziewa się jednak, że rządowi trudno będzie zrealizować ten scenariusz. Z ankiety „Parkietu” wynika, że ekonomiści spodziewają się na koniec roku niedoboru od 25 do 45 mld zł.
[srodtytul]Mniejsze wpływy podatkowe[/srodtytul]
Analitycy BRE Banku zwracają uwagę, że w sytuacji, gdy głównym czynnikiem napędzającym wzrost PKB będzie eksport, a dynamika popytu wewnętrznego okaże się ujemna, rząd będzie miał poważne problemy z wpływami podatkowymi. VAT lub akcyzę od towarów eksportowanych płacą bowiem już ich nabywcy z innych krajów. Polski fiskus może tylko liczyć na ewentualne wpływy z tytułu CIT, których skala nie jest jednak tak wielka, aby ratować budżet. – W takiej sytuacji ubytek dochodów może przekroczyć w tym roku 40 mld zł – szacuje Ernest Pytlarczyk, ekonomista BRE Banku. Jego zdaniem, tegoroczny deficyt zamknąć się może kwotą 38–45 mld zł.
Ekonomiści PKO BP wskazują, że przy wprowadzeniu oszczędności zapowiedzianych w styczniu niedobór w tegorocznym budżecie sięgnie około 27–28 mld zł. – Nie wykluczamy, że będą przy tym konieczne podwyżki akcyzy – zastrzega Remigiusz Grudzień z PKO BP.
[srodtytul]Wypychanie poza budżet?[/srodtytul]