Reforma finansów publicznych była oczkiem w głowie wicepremier i minister finansów w rządzie PiS. Ostatecznie jednak parlament nie zdążył zająć się gotowym projektem. Scenariusz powtarza się po dwóch latach. Rząd PO-PSL zmodyfikował treść poprzednich propozycji i pod hasłem eliminacji miejsc, w których pieniądze publiczne nie podlegają kontroli demokratycznej, przesłał je do Sejmu. Tam projekty utknęły na dobre.
[srodtytul]Brakuje czasu[/srodtytul]
– Skończyliśmy pracę nad projektem nowej ustawy. Wprowadziliśmy mnóstwo zmian. Nie zajęliśmy się jeszcze jednak ustawą wprowadzającą przepisy w życie – przyznaje Paweł Arndt, poseł PO i szef podkomisji ds. kontroli realizacji budżetu. Do niej właśnie rządowe propozycje trafiły po pierwszym czytaniu ustawy.
To stawia pod znakiem zapytania wejście w życie przepisów w 2010 r., jak chce rząd. – Zależy nam na zakończeniu prac przed wakacjami. Ale może być z tym problem. Wkrótce będziemy się zajmowali wykonaniem budżetu za rok poprzedni. Do tego dojdzie dyskusja nad zapowiadaną nowelizacją tegorocznej ustawy – mówi Paweł Arndt.
Podobnie było przed dwoma laty. W sierpniu 2007 r. Sejm głosami opozycji zdecydował, że nie będzie się już zajmować reformą finansów na kilka miesięcy przed wyborami. Rok pracy resortu został właśnie przekreślony – stwierdziła wówczas Zyta Gilowska.