Dzięki temu osoby te mogą wnosić zaniżone opłaty za zezwolenie na handel alkoholem – wynika z najnowszego raportu Najwyższej Izby Kontroli.
NIK sprawdziła, jak samorządy radziły sobie w latach 2006–2007 z pobieraniem i wykorzystaniem opłat za zezwolenia na handel alkoholem. Zgodnie z przepisami, wysokość opłat za zezwolenie na sprzedaż alkoholu ustala się na podstawie deklaracji handlowców o wartości sprzedanego towaru.
– Z raportu NIK wynika, że gminy w żaden sposób nie sprawdzały prawdziwości deklaracji przedsiębiorców. Kontrole przestrzegania warunków zezwoleń w praktyce ograniczały się do oględzin punktu sprzedaży, sklepów czy restauracji – mówi Jacek Jezierski, prezes NIK. Dodaje, że gminy tłumaczyły to brakiem upoważnienia do badania dokumentów finansowych przedsiębiorcy. – Zdaniem Izby, nie jest to argument wystarczający do zaniechania weryfikacji – stwierdza prezes NIK.
Kontrolerzy ujawnili także przypadki nierównego traktowania sprzedawców alkoholu przy wydawaniu decyzji o cofnięciu zezwolenia. Na przykład w Lidzbarku Warmińskim na 35 przypadków opóźnionych opłat wydano tylko cztery decyzje o wygaśnięciu zezwolenia. – Tłumaczono to ustnym poleceniem ówczesnego burmistrza – informuje Jezierski. Dodaje, że o prolongowaniu opłat samodzielnie decydowali na przykład burmistrz Drawska Pomorskiego oraz wiceprezydent Piły.
Kontrolerzy NIK stwierdzili, że w wielu przypadkach gminy nie podejmowały decyzji o wygaśnięciu zezwolenia na handel alkoholem z powodu opóźnień w dokonywaniu wpłat, chociaż wymaga tego ustawa o wychowaniu w trzeźwości. Stało się to źródłem kłopotów sprzedawców, którzy funkcjonowali bez ważnego zezwolenia, co naraziło ich na odpowiedzialność karną. Sądząc, że ich koncesje obowiązują, sprzedali alkohol wart blisko 95 mln zł. Gminy przyjęły za korzystanie z tych wygasłych z mocy prawa zezwoleń ponad 400 tys. zł.