Część ekonomistów prognozuje, że nie dwa ostatnie kwartały tego roku, a pierwsze pół roku 2010 może być najsłabsze dla naszej gospodarki. Obawiają się, że PKB w dół, nawet do wartości minusowej, „popchną” spadająca dynamika popytu konsumpcyjnego, coraz mniejsze inwestycje firm oraz zmniejszający się eksport netto.
[srodtytul]Eksport netto nie pomoże[/srodtytul]
– Te czynniki nie rysują się dobrze, a teraz one głównie decydują o wartości naszego wzrostu gospodarczego – uważa Tadeusz Chrościcki, niezależny ekspert. Według niego, wyraźnie przestanie działać efekt eksportu netto, a na ostrożność w wydawaniu pieniędzy przez konsumentów wpłyną pogarszająca się sytuacja na rynku pracy oraz realne spadki wynagrodzeń.
– Tempo wzrostu spożycia może spaść na początku roku do ok. 0,8 proc. Dodatkowo spodziewam się dalszych spadków nakładów inwestycji, nie o 3 proc., ale o 5–10 proc. – wylicza Chrościcki. A bezrobocie pod koniec roku może wynieść według różnych prognoz od 12,8 do 13,8 proc.
Z szacunkami spadków nakładów inwestycyjnych o 10–15 proc. w skali roku na początku 2010 zgadza się Stanisław Gomułka, główny ekonomista Business Centre Club, były wiceminister finansów. Dodatkowo uważa on, że gwałtowny spadek importu, większy niż eksportu, był między innymi efektem tego, że przedsiębiorstwa wykorzystywały i pozbawiały się zapasów półproduktów i surowców. – Teraz mają ich coraz mniej, a to oznacza, że import powoli może się zwiększać. Jeśli zaś nie zwiększy się popyt na nasze towary eksportowe, to dodatni efekt eksportu netto dla wzrostu gospodarczego może się szybko skończyć – tłumaczy Gomułka.