Nie planuję żadnych zmian w tym zakresie w obecnie obowiązującym prawie – zapowiedziała w piątek minister pracy Jolanta Fedak. To jej reakcja na prasowe doniesienia dotyczące zabrania prawa do emerytury 40 tysiącom osób. Rzekomo miałoby dojść do ponownego zweryfikowania uprawnień do świadczeń u osób, które dzięki zmianie przepisów mogły przejść na emeryturę, nie odchodząc z pracy.

Przed 2009 r. przepisy obligowały do rozwiązania umowy o pracę choć na jeden dzień, co przynajmniej u części potencjalnych świadczeniobiorców budziło obawy, że na nowo nie zostaną zatrudnione. Okazało się jednak, że liberalizacja prawa w ciągu zaledwie pół roku spowodowała taki napływ nowych emerytów, że świadczenia dla nich mogą powiększyć deficyt Funduszu Ubezpieczeń Społecznych o 700–900 mln zł rocznie.

Jak podkreślił w rozmowie z „Parkietem” wiceminister pracy Marek Bucior, dokument, o którym wspomniały media, to nie projekt autorstwa ministerstwa, lecz luźna propozycja, gdzie można szukać oszczędności. Była ona zawarta w stanowisku resortu dotyczącym projektu obcięcia wszystkim urzędom 10 proc. etatów. Ustawę taką zaproponował minister Michał Boni w ramach poszukiwań oszczędności. Zdaniem resortu pracy, w przypadku cięć planowanych przez Boniego możliwość przejścia na emeryturę lub jej otrzymywanie powinny być brane pod uwagę przy ocenie sytuacji pracownika. Warto podkreślić, że osoby, o których wspomina resort pracy, to emeryci z tak zwanego starego systemu. Pobierana przez nie emerytura nie jest ściśle powiązana z okresem pracy ani z zarobkami.