Minister finansów zmienił prognozy dotyczące tegorocznych dochodów budżetu państwa. Jeszcze dwa tygodnie temu był optymistą i zapowiadał, że faktycznie deficyt w tym roku wyniesie 22,5 mld zł, a nie 27,2 mld zł, jak przewiduje znowelizowana ustawa budżetowa na 2009 r. W projekcie budżetu na 2010 r. zapisano już jednak wykonanie tegoroczne na poziomie 27,2 mld zł.

Przedstawiciele resortu finansów zmianę podejścia tłumaczą głównie niepewnością co do kształtowania się kursu złotego wobec euro w końcu roku. Ekonomiści mają jednak wątpliwości, czy ostrożne podejście do przewidywanego poziomu deficytu podyktowane zostało wyłącznie dużymi wahaniami kursowymi.

– Być może będzie to miało jakiś wpływ na wynik, jednak moim zdaniem ważniejsze jest to, że po miesiącach wakacyjnych trudno przewidzieć, jak będzie wyglądała końcówka roku – wyjaśnia Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. – Być może deficyt uda się trochę obniżyć, ale nie aż tyle. Mój szacunek wskazuje na 24–25 mld zł.Były minister finansów Mirosław Gronicki uważa, że resort przygotowując pierwszy projekt ustawy budżetowej zachłysnął się dobrym wynikiem, jeśli chodzi o wpływy z podatku od towarów i usług po lipcu.

– Kolejny miesiąc był już gorszy, podobnie wyglądał pod tym względem prawdopodobnie wrzesień – stwierdził ekonomista. W jego opinii jednak dla rynków finansowych ważniejsza byłaby informacja o prognozowanym poziomie deficytu całego sektora finansów publicznych, a tej resort finansów nie zamieścił. Gronicki sądzi, że w tym wypadku niespodzianek nie będzie i rok 2009 zakończymy z deficytem całego sektora na poziomie 6–7 proc. PKB, a przyszły będzie nieco gorszy – 7–8 proc. PKB.Michał Dybuła, ekonomista BNP Paribas, mówi, że na miejscu ministra finansów nie tworzyłby wizji, że będzie lepiej niż już się wszyscy spodziewali.

– Nawet jeśli dochody podatkowe miałyby być trochę wyższe, to w perspektywie ogromnej dziury spodziewanej na przyszły rok lepiej ponieść pewne wydatki planowane na 2010 rok jeszcze w tym roku i zrealizować deficyt do końca – wskazuje ekonomista BNP Paribas.