A pierwsze pomoc dostaną samorządy, których szpitale nawet od kilku lat działają już jako spółki. Entuzjazm samorządów, które dopiero planowały zmiany, zaczyna spadać. Szpitale mają wątpliwości, czy pomoc rzeczywiście dostaną i czy finansowanie z NFZ pozwoli utrzymać się nowej spółce. – Nie wiemy, co będzie za trzy miesiące. A tu trzeba przewidywać na kilka lat do przodu – mówi Sławomir Janus, dyrektor Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie.
Po zawetowaniu przez prezydenta ustawy nakazującej przekształcenie szpitali w spółki rząd postanowił zachęcić je do tego finansowo. Stąd ogłoszony w lutym program „Wsparcie jednostek samorządu terytorialnego w działaniach stabilizujących system ochrony zdrowia”, na który zaplanowano 1,15 mld zł (na lata 2009–2011). Na razie budżet może być o te pieniądze spokojny.
Zainteresowanie programem zadeklarowały 82 samorządy, którym podlega 100 szpitali i 50 przychodni specjalistycznych. Do tej pory ich deklaracje, a nawet uchwały radnych, w niewielkim stopniu przełożyły się na wnioski o udzielenie pomocy. Do Banku Gospodarstwa Krajowego, który ocenić ma biznesplany przyszłych szpitalnych spółek, trafił właśnie szósty wniosek. Tylko jeden – powiatu tomaszowskiego – przeszedł wstępną procedurę i dostał ocenę Narodowego Funduszu Zdrowia. – Złożył wniosek na kwotę ok. 29 mln zł – poinformował nas Krzysztof Suszek, szef biura prasowego MZ.
Dyrektorzy szpitali skarżą się na niepewność. NFZ ogłosił właśnie, że w przyszłym roku wyda o 1,5 mld zł mniej niż w tym, powiatom spadają wpływy m.in. z podatków. Prace nad ubezpieczeniami dodatkowymi, które miały skierować do szpitali strumień dodatkowych pieniędzy, utknęły. – Zbliżają się wybory, więc na przekształceniach szpitali można wiele stracić. Nikt nie chce być w kłopocie, gdyby rządowy plan nie wypalił, a na dodatek oddłużona przez powiat spółka zaczęła się zadłużać – mówi nam jeden z wicestarostów.
– Ten rok jeszcze jakoś zamkniemy finansowo, ale przyszły będzie tragiczny. Spółce łatwiej sobie poradzić, bo działa w niej ścisła dyscyplina finansów i jest personel „po przejściach”, który rozumie, że gdy pieniędzy nie ma, to trudno np. o podwyżki – mówi Krzysztof Tuczapski, prezes zamojskiego szpitala spółki.