Po pierwszym wezwaniu – w październiku – spółki, które domagały się podniesienia cen nawet o 22 proc., ograniczyły propozycje podwyżek tylko minimalnie. I teraz chcą, by energia zdrożała o 13–19 proc. – To zbyt wygórowane żądania i nie mają uzasadnienia, gdy patrzymy na sytuację na rynku hurtowym – wyjaśnia Mariusz Swora.

Opłata za zużytą energię stanowi około połowę całej opłaty, jaką ponoszą gospodarstwa domowe. Gdyby zatem szef URE przystał na propozycje spółek, to rachunki za elektryczność wzrosłyby o 7–10 proc. (i to tylko z powodu droższej energii).

Swora jest w stanie – jak przyznaje – zaakceptować podniesienie opłat za dystrybucję energii (to druga połowa rachunku). Nie ujawnia, na jak dużą podwyżkę się tu zgodzi. Nieoficjalne informacje wskazują, że może to być ponad 10 proc. – Firmy dystrybucyjne muszą modernizować i rozbudowywać sieci, a także dokonać przeszacowania majątku, wzrost stawek jest więc nieunikniony – tłumaczy szef URE.

Gdyby nieoficjalne informacje się potwierdziły, to rachunki gospodarstw domowych za elektryczność wzrosłyby w przyszłym roku o kilka procent. Ale to przy założeniu, że sama energia elektryczna nie podrożeje.