W innym wypadku zrobią to za nie posłowie przy okazji prac nad budżetem państwa na 2010 r. A według wstępnych wyliczeń publiczne instytucje chciały podnieść wydatki o 12 proc. Łącznie na pensje, bieżące utrzymanie i inwestycje państwowe instytucje miały zamiar przeznaczyć 8,2 mld zł.
Sejmowa Komisja Finansów Publicznych omawiała wczoraj budżety kancelarii Prezydenta, Sejmu i Senatu. Wszystkie te instytucje zaplanowały na przyszły rok wydatki wyższe nawet o 8,5 proc. Zanim jeszcze posłowie przystąpili do oceny zasadności skali wzrostu, Sejm i Senat złożyły autopoprawki zacieśniające przyszłoroczne budżety. Nie zrobiła tego natomiast Kancelaria Prezydenta.
Budżet tej ostatniej ma wzrosnąć ze 155 mln zł przewidzianych na ten rok do 162 mln zł. Wydatki na wynagrodzenia w sumie pochłoną 7,6 mln zł, o 1,3 mln zł więcej niż w tym roku. Posłowie PiS oraz Władysław Stasiak, szef kancelarii Lecha Kaczyńskiego, bronili tych propozycji. – Na tle innych instytucji 4,7-proc. wzrost budżetu kancelarii wcale nie jest wysoki – mówi Stasiak. Tłumaczył, że pensje pozostają na tym samym poziomie co w tym roku – czyli średnio każdy pracownik kancelarii dostawać będzie 8491 zł brutto miesięcznie.
– Oczywiście możemy ściąć wydatki, ale to będzie ze szkodą dla majątku i zabytków, bo będziemy musieli zrezygnować z remontów i inwestycji – mówił szef prezydenckiej kancelarii. Wyjaśnił też, że planowane dochody też będą niższe, bo prezydent zrezygnował ze sprzedaży używanych aut, przekaże je domom opieki i domom dziecka. Nowych nie zamierza kupować.Takich zakupów chce dokonać Kancelaria Sejmu. Na prośbę komisji Kancelaria Sejmu planowane na przyszły rok wydatki obcięła jednak o 9,6 mln zł, do 395,3 mln zł.
Posłowie sugerowali, że ze służbowych aut można zrezygnować, bo niektórzy wykorzystują je, aby np. pojechać do telewizji na wywiad. Poza tym zastanawiali się, czy konieczne jest zamawianie ekspertyz na zewnątrz. Rocznie wydaje się na nie 1500 zł w przeliczeniu na jednego posła.