Od roku Rada Polityki Pieniężnej inaczej kontaktuje się z rynkami finansowymi. Nie informuje już o swojej ocenie czynników ryzyka dla inflacji. Tym samym trudniej teraz rozszyfrować nieformalne nastawienie w polityce pieniężnej Rady.
Zdaniem ekonomistów pogorszyła się tym samym skuteczność zarządzania RPP obecnej trzeciej kadencji oczekiwaniami rynkowymi dotyczącymi podwyżek stóp procentowych. - Widać to wyraźnie na przykładzie reakcji instytucji finansowych na decyzje o podwyżkach stóp - wyjaśnia Jakub Borowski, główny ekonomista Invest Banku. - Już dzień po jej ogłoszeniu oprocentowanie w bankach skacze wyżej, niż to miało miejsce wcześniej, gdy mogły one przewidzieć co zrobi Rada.
Ekonomista podkreśla, że zupełnie inaczej jest w przypadku Europejskiego Banku Centralnego. W Polsce po ostatniej podwyżce stóp o 25 pkt. bazowych oprocentowanie na rynku międzybankowym w dniu po posiedzeniu wzrosło średnio o 15,2 pkt. bazowych. Z kolei po identycznej podwyżce przez EBC w ubiegłym tygodniu miesięczne stawki rynku bankowego EURIBOR i LIBOR w euro wyniosły jedynie odpowiednio 3,4 pkt. bazowych i 2,5 pkt. bazowych.
Borowski podkreśla, że wcześniej u nas też sytuacja wyglądała lepiej - w przypadku RPP poprzedniej kadencji wzrost oprocentowania po ogłoszeniu decyzji o podwyżce wynosił zaledwie 4,7 pkt. bazowych. Ekonomista Invest Banku podkreśla jednak, że nie tylko usunięcie z komentarzy po posiedzeniu RPP zdania o bilansie ryzyk dla inflacji spowodowało pogorszenie się komunikacji Rady z rynkiem. Znaczenie ma też wysoka zmienność nastawienia członków Rady do stóp procentowych.
Przykładem były głosowania i wypowiedzi Andrzeja Bratkowskiego, który od sierpnia do października był zwolennikiem szybkiego zacieśnienia polityki pieniężnej (głosował za podwyżkami o 50 pb.), następnie na listopadowym posiedzeniu głosował przeciwko podwyżce stóp. Gdyby wówczas zagłosował - wniosek o podwyżkę stóp procentowych o 25 pb. by przeszedł. Już na grudniowym posiedzeniu ponownie zaczął głosować za podwyżkami. Andrzej Bratkowski tłumaczy, że wczesną jesienią 2010 roku nie było jeszcze groźby przegrzania gospodarki, ani nie obserwowaliśmy wzrostów cen na świecie. Podwyżki o 50 pkt. bazowych miały wówczas uspokoić oczekiwania inflacyjne. - W listopadzie jednak większość nie zgodziła się już na tak duże podwyżki, uznałem więc, że nie ma sensu dalej tego forsować - wyjaśnia członek RPP. - A w grudniu skoczyły już ceny surowców i należało stopy podnieść.