Tak dużego spadku CPI w maju nie przewidział żaden spośród uczestniczących w ankiecie „Parkietu" ekonomistów. Średnio wskazywali, że deflacja wyhamuje do 0,7 proc. w skali roku, najwięksi pesymiści liczyli się z tym, że wyniesie ona 0,8 proc.
W porannych poniedziałkowych komentarzach, publikowanych jeszcze przed danymi GUS, część ekonomistów wskazywała nawet, że nie byłoby wielkiego zaskoczenia, gdyby CPI spadł tylko o 0,5–0,6 proc. Z taką ewentualnością kazały się liczyć m.in. publikowane w ubiegłym tygodniu dane dotyczące dynamiki cen konsumpcyjnych w innych krajach naszego regionu, szczególnie zaś na Węgrzech. Tam CPI wzrósł w maju o 0,5 proc. rok do roku, po spadku o 0,3 proc. w kwietniu.
Dlaczego w Polsce deflacja nie hamuje tak szybko, jak oczekiwali ekonomiści? – Niespodzianka w dwóch trzecich wynikała z wyjątkowo niskich cen żywności – ocenił Piotr Kalisz, główny ekonomista banku Citi Handlowy. Żywność i napoje bezalkoholowe były w maju o 2,2 proc. tańsze niż rok wcześniej i o 0,2 proc. tańsze niż w kwietniu.
– To jest nietypowa sytuacja dla tego miesiąca. Od 1999 r. tylko trzy razy obserwowano spadek cen żywności w maju – zauważył Krystian Jaworski, ekonomista banku Credit Agricole. W jego ocenie majowa zniżka cen w tej kategorii dóbr to efekt wysokiej bazy sprzed miesiąca, gdy z kolei wzrosły one 0,6 proc. w porównaniu z marcem, czyli bardziej, niż sugerują sezonowe wzorce.
Na tym tle w danych GUS uwagę zwraca wzrost cen owoców o 7,2 proc. w stosunku do kwietnia. – To wskazuje, że pomimo rosyjskiego embarga potrafiliśmy zagospodarować nadwyżkę owoców, zwłaszcza jabłek, poprzez wzrost eksportu na rynki europejskie i pozaeuropejskie oraz zwiększenie konsumpcji krajowej – skomentowała Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, główna ekonomistka konfederacji pracodawców Lewiatan.