Analitycy CASE swój autorski indeks cen konsumpcyjnych (CPI) oparli na danych pozyskiwanych z internetu. Inspiracją były analogiczne wskaźniki State Street Price Stats (początkowo powstawały w ramach akademickiego projektu Billion Prices na amerykańskiej uczelni MIT). Są one obliczane z dzienną częstotliwością dla 22 gospodarek.
Gdy pod koniec października CASE po raz pierwszy upublicznił efekty swojego eksperymentu, wzbudziły one spore kontrowersje. Nowy wskaźnik sugerował, że w październiku ceny konsumpcyjne spadły o 0,7 proc. Tymczasem według opublikowanych później danych GUS wzrosły o 0,1 proc.
W czwartek CASE zorganizowało konferencję, na której twórcy wskaźnika tłumaczyli jego istotę. Jak wskazywali, mające dłuższą historię indeksy StateStreet Price Stats sugerują, że w dłuższym horyzoncie czasowym ich wskaźnik CPI powinien zachowywać się podobnie do oficjalnego. Możliwe są jednak krótkoterminowe rozbieżności, wynikające m.in. z tego, że ceny w internecie są bardziej elastyczne niż w stacjonarnych punktach sprzedaży. Może się przy tym okazać, że internetowy CPI wyprzedza zmiany oficjalnego CPI.
– Choć porównywanie naszych danych i GUS-owskich jest naturalne, naszą intencją nie jest stworzenie alternatywy dla oficjalnego wskaźnika CPI tylko jego uzupełnienie –- tłumaczył Bartosz Radzikowski, ekonomista CASE, jeden z twórców nowej miary dynamiki cen.
Wartość dodaną tego wskaźnika stanowić może m.in. to, że jego obliczanie jest znacznie szybsze niż oficjalnego CPI. CASE planuje publikować go co tydzień, ale w praktyce mógłby to robić nawet codziennie. Dane są bowiem gromadzone ze stron internetowych w sposób zautomatyzowany. Ten proces jest też znacznie tańszy niż monitorowanie cen przez GUS, dzięki czemu CASE może uwzględniać zmiany cen większej liczby towarów i usług.