Wzrost częściowo wynika z niskiej bazy porównawczej. – Rok temu w I kwartale byliśmy jeszcze świadkami spadku liczby niewypłacalności o 15 proc. r./r. Od połowy roku liczba niewypłacalności zaczęła rosnąć i na tym tle dane po dwóch miesiącach nie zaskakują, są w tym samym trendzie. Skala zmiany w stosunku do ubiegłego roku nie jest więc zapowiedzią kontynuacji takiego tempa wzrostu niewypłacalności (+39 proc. r./r. po dwóch miesiącach), ale efektem niskiej bazy z początku 2016 r. – komentuje Tomasz Starus, członek zarządu Euler Hermes odpowiedzialny za ocenę ryzyka. Zaznacza jednak, że wyraźny wzrost liczby niewypłacalności w całym roku jest nieunikniony.
Aż 40 proc. niewypłacalności to przypadki postępowań restrukturyzacyjnych – jeszcze dwa lata temu stanowiły 15–20 proc., zaś w ubiegłym roku było to już 30 proc. ogólnej liczby niewypłacalności. Najwięcej, bo o 129 proc., przybyło w lutym niewypłacalnych firm z branży budowlanej (problemy mają głównie małe firmy, bez dobrego zaplecza finansowego, które nie są w stanie dłużej czekać na dopływ środków z nowych inwestycji). O 50 proc. niewypłacalności przybyło w produkcji, a o 25 proc. w usługach. W transporcie i hurcie liczba ta spadła odpowiednio o 40 i 22 proc.