Widać, że administracja centralna nie pali się też do spowiadania się ministrowi energii z realizacji ambitnych celów, które mówią o 10-proc. udziale elektryków w ogólnej liczbie aut już od 2020 r. i 20 proc. od 2023 r.
Zarówno Beata Kempa, szefowa Kancelarii Premiera, jak i sekretarz stanu w Ministerstwie Finansów Leszek Skiba zwracają uwagę na brak wskazanych źródeł finansowania tych wydatków oraz wskazują na możliwe wynikające z nich obciążenia budżetowe. Kancelaria prosi o wyłączenie z obowiązku pojazdów znajdujących się na stanie kancelarii oraz Biura Ochrony Rządu, a także rozważenie rezygnacji z nich w Centrum Obsługi Administracji Rządowej w przypadku odpłatnego korzystania z nich przez szefa KPRM.
Z kolei wicepremier finansów postuluje wydłużenie okresu na osiągnięcie poszczególnych progów, uznając, że dwa lata na przestawienie się na 10-proc. udział elektryków to za krótko. Sam zaś mówi o ulgach w przypadku pojazdów i floty podległej szefowi Krajowej Administracji Skarbowej. W sukurs przychodzi Urząd Lotnictwa Cywilnego, który nie tylko wskazuje na konieczność wydłużenia do 2030 r. realizacji celu (przy rozpoczęciu wymiany od 2020 r.), ale też postuluje znaczące jego obniżenie, do poziomu 5–10 proc. Do koncertu życzeń dołącza się też minister obrony narodowej dla pojazdów Żandarmerii Wojskowej oraz Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Resort kierowany przez Witolda Waszczykowskiego zwraca uwagę na fakt, że w przypadku floty wykorzystywanej w poszczególnych krajach musi ją dostosować do lokalnych wymogów, zaś w kraju – nie kupuje już nowych aut, raczej korzysta z tych wycofanych z placówek zagranicznych. Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa (MIB) proponuje doprecyzowanie przepisu, który miałby obowiązywać tylko samochody osobowe, a nie specjalistyczne, np. ciągniki, pługi czy solarki wykorzystywane przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad.