Lipcowe dane z rynku pracy nie odstają od tego, do czego przyzwyczaiła nas pierwsza połowa roku. Mimo to są zaskakujące. Choć firmy skarżą się na niedobór pracowników, są w stanie szybko zwiększać zatrudnienie. I nie wymaga to od nich na razie znaczącego podwyższania wynagrodzeń.
Problemy dają się obejść
Jak podał w czwartek GUS, zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw – czyli w firmach zatrudniających co najmniej dziesięć osób – zwiększyło się w lipcu o 20,6 tys., utrwalając się powyżej 6 mln. Tylu nowych miejsc pracy w lipcu pracodawcy nie stworzyli od co najmniej 1996 r. Co więcej – jak zauważył Piotr Piękoś, ekonomista z Banku Pekao – jeśli pominąć odczyty styczniowe, które często zaburzają zmiany próby statystycznej, lipiec był pod względem wzrostu liczby etatów najlepszym miesiącem od lutego 2008 r.
Rok do roku zatrudnienie zwiększyło się o 260 tys. osób, czyli o 4,5 proc. W czerwcu wzrosło o 4,3 proc. rok do roku i ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści spodziewali się przeciętnie powtórki tego odczytu. Żaden z 23 uczestników ankiety nie liczył się z odczytem wyższym niż 4,4 proc. Zaskoczenie jest tym większe, że według szacunków Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej w minionym miesiącu stopa bezrobocia rejestrowanego pozostała bez zmian, choć zwykle w lipcu maleje.
– Roczna dynamika zatrudnienia jest w tym roku pod pozytywnym wpływem styczniowej zmiany przepisów, które zachęcały do przechodzenia na umowę o pracę z innych form zatrudnienia, jednak dane za lipiec pokazują, że tworzone są też nowe miejsca pracy i to pomimo rekordowo niskiego bezrobocia i zgłaszanych przez przedsiębiorców poważnych problemów ze znalezieniem pracowników – powiedziała Urszula Kryńska, ekonomistka z Banku Millennium.