Jeszcze w listopadzie inflacja w Polsce wynosiła 2,6 proc. To oznacza, że w ciągu dwóch miesięcy podskoczyła o 1,8 pkt proc. Tak mocno w tak krótkim czasie inflacja przyspieszyła wcześniej tylko raz: w 2004 r.
Piątkowe dane GUS nie są jednak dla ekonomistów takim zaskoczeniem jak grudniowy wzrost inflacji do 3,4 proc. Wprawdzie w ankiecie „Parkietu" przeciętnie szacowali, że w styczniu wyniosła ona 4,2 proc., nieco mniej niż podał GUS, ale może się jeszcze okazać, że mieli rację. Styczniowe dane mają bowiem wstępny charakter. Za miesiąc, publikując dane za luty, GUS zaktualizuje skład indeksu cen konsumpcyjnych (CPI), głównej miary inflacji w Polsce, aby odzwierciedlał aktualną strukturę wydatków statystycznego gospodarstwa domowego (w praktyce w każdym roku odzwierciedla on strukturę wydatków z roku poprzedniego). Po tej zmianie ponownie obliczy inflację w styczniu. W ostatnich 13 latach aktualizacja składu CPI obniżała styczniowy odczyt inflacji w dziesięciu przypadkach. Średnio w tych latach rewizja wynosiła -0,18 pkt proc.
Gospodarka traci impet
Większość ekonomistów oczekuje, że z obecnego poziomu inflacja mocno już nie wzrośnie. Począwszy od II kwartału, powinna zacząć maleć przede wszystkim ze względu na tzw. efekty wysokie bazy odniesienia w przypadku cen żywności. „Styczniowy skok inflacji częściowo wynikał z mocnych podwyżek cen żywności i energii, ale nie tylko, ponieważ według naszych obliczeń inflacja bazowa po wyłączeniu tych elementów wzrosła do 3,3–3,5 proc. rok do roku, a zatem była najwyższa od 2002 r." – zauważyli w komentarzu do piątkowych danych ekonomiści z Santander Bank Polska. W grudniu „bazówka" wyniosła 3,1 proc.