Polski rząd wdraża coraz to nowe środki ostrożności, które mają zapobiec rozprzestrzenianiu się koronawirusa. Po tym, gdy we wtorek odwołał wszystkie imprezy masowe w Polsce, w środę ogłosił, że od 12 marca co najmniej przez dwa tygodnie zamknięte będą szkoły i inne placówki edukacyjne, a także kina, teatry i muzea. Na dłuższą metę to może ograniczyć konsekwencje epidemii, ale w krótkim terminie spowoduje ograniczenie aktywności w polskiej gospodarce.
– Prewencja rozprzestrzeniania się wirusa ma daleko idące skutki dla gospodarki, ale te działania są niezbędne, aby ograniczyć liczbę potencjalnych ofiar śmiertelnych – tłumaczy „Parkietowi" Piotr Arak, dyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego. PIE, podobnie jak większość ośrodków analitycznych, które podjęły próby oszacowania ekonomicznych konsekwencji epidemii, nie spodziewa się w Polsce recesji. Ocenia jednak, że spowolnienie będzie wyraźne.
W najbardziej prawdopodobnym dziś scenariuszu epidemia koronawirusa obniży tempo wzrostu polskiej gospodarki w tym roku o 0,4 pkt proc. W większości będzie to efekt spadku popytu na polski eksport i zakłóceń w globalnych łańcuchach dostaw, które mogą sprawić, że części polskich firm zabraknie pochodzących z importu komponentów. Biorąc pod uwagę prognozy ekonomistów na 2020 r. sprzed wybuchu epidemii, oznaczałoby to wzrost PKB Polski o około 2,3–2,9 proc. Dla porównania, w ub.r. wyniósł on 4,1 proc.
Ten scenariusz opiera się na założeniu, że na Covid-19 – chorobę wywoływaną przez koronawirusa – zachoruje w Polsce maksymalnie kilka tysięcy osób, a działania rządu mające na celu ograniczenie rozprzestrzeniania się wirusa zakończą się na tym, co już ogłoszono (zamknięcie szkół, odwołanie wydarzeń publicznych). Na potrzeby tego scenariusza ekonomiści z PIE przyjęli też założenie, że w żadnym innym kraju Europy epidemia nie przybierze takiej skali, jak we Włoszech. Gdyby jednak zarówno w Polsce, jak i np. w Niemczech, konieczne było także zamknięcie granic i objęcie kwarantanną całych regionów – jak we Włoszech – wstrząs w polskiej gospodarce byłby dużo większy. W tym pesymistycznym scenariuszu – choć nie skrajnym, bo zakładającym, że dzięki szybko wdrażanym środkom zaradczym skala epidemii byłaby mniejsza niż w Italii – tempo wzrostu polskiej gospodarki zwolniłoby o 1,3 pkt proc. względem prognoz sprzed epidemii. To oznacza, że wyniosłoby od 1,4 do 2 proc. Tak wolno polska gospodarka rozwijała się poprzednio w 2013 r., gdy strefa euro tkwiła w recesji w związku z kryzysem zadłużeniowym.