„Wygląda na to, że nasza niedawna rewizja w dół prognozy wzrostu PKB w 2021 r. z 4,6 do 4,2 proc. była niepotrzebna" – napisali w czwartkowym komentarzu ekonomiści z banku Santander. Tego samego dnia analitycy z Citi Handlowego ocenili, że wzrost PKB – najszerszej miary aktywności w gospodarce – sięgnie co najmniej 4,2 proc., a nie 3,7 proc., jak dotąd sądzili. Dzień wcześniej swoją prognozę z 3,8 do 4,7 proc. podwyższyli ekonomiści z mBanku. Tymczasem nawet optymiści, którzy od dłuższego czasu uważali, że Polskę czeka w tym roku odbicie aktywności o około 4,5 proc., przyznają, że i ich prognozy są zbyt ostrożne.
Ta zmiana w ocenach perspektyw polskiej gospodarki to pokłosie serii publikowanych w ostatnich dniach danych dotyczących kondycji polskiej gospodarki w marcu. Sugerują one, że w I kwartale, pomimo utrzymywanych przez rząd z przerwami ograniczeń aktywności ekonomicznej, PKB wzrósł w stosunku do poprzedniego kwartału, gdy restrykcje obowiązywały krócej. Zdaniem ekonomistów z ING Banku Śląskiego zwyżka mogła sięgnąć nawet 1,5–1,7 proc., po zniżce o 0,7 proc. w IV kwartale 2020 r. W ujęciu rok do roku oznaczałoby to jeszcze spadek PKB, ale minimalny, o około 0,9 proc., po 2,8 proc. w IV kwartale. Tymczasem jeszcze niedawno dominowały prognozy, wedle których PKB w I kwartale zmaleje o 1,5–2 proc. rok do roku.
Popyt nie tylko zza Odry
Na to, że ekonomiści nie docenili witalności polskiej gospodarki, wskazywały opublikowane w środę wyniki produkcji przemysłowej. Wzrosła ona w marcu o 18,9 proc. rok do roku, najbardziej od 15 lat. I choć był to częściowo efekt czysto statystyczny, związany z niską bazą odniesienia sprzed roku, nie ma wątpliwości, że koniunktura w polskim przemyśle jest znakomita. Szczególnie dobrze radzą sobie producenci zorientowani na eksport. W czwartek GUS opublikował jednak marcowe wyniki sprzedaży detalicznej, które sugerują, że popyt także w Polsce jest solidny.
W ujęciu realnym sprzedaż podskoczyła o 15,2 proc. rok do roku, po zniżce o 3,1 proc. w lutym. W tym przypadku również zadziałał efekt niskiej bazy odniesienia. Dodatkowo w tym roku Wielkanoc przypadła na początek kwietnia, więc przedświąteczne zakupy były realizowane jeszcze w marcu, podczas gdy w 2020 r. już w kwietniu. Ale wiedząc o tych statystycznych zaburzeniach, ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści spodziewali się przeciętnie wyraźnie słabszego odbicia sprzedaży, o 9,7 proc. rok do roku.
Inwestycje kuleją
O tym, że popyt konsumpcyjny był w marcu dość silny pomimo antyepidemicznych restrykcji, które objęły też handel, świadczyć zdaje się to, że oczyszczona z wpływu czynników sezonowych sprzedaż detaliczna była o zaledwie 0,2 proc. niższa niż w lutym br., gdy żadne ograniczenia nie obowiązywały. Średnio w I kwartale sprzedaż (w ujęciu realnym) rosła w tempie 2 proc. rok do roku, podczas gdy w IV kwartale malała o 2,8 proc. rok do roku. Choć wskaźnik ten dotyczy tylko sklepów zatrudniających co najmniej dziesięć osób i nie obejmuje usług, w ostatnich kwartałach był silnie skorelowany z szeroko rozumianą konsumpcją. Stąd, jak ocenia Marcin Mazurek, główny ekonomista mBanku, w I kwartale wzrosły prawdopodobnie także całkowite wydatki konsumpcyjne gospodarstw domowych, będące główną składową PKB.