Jak wyliczyła firma ubezpieczeniowa Euler Hermes na podstawie informacji publikowanych w Monitorach Sądowych i Monitorach Gospodarczych, w samym marcu niewypłacalność ogłosiły 222 firmy, najwięcej w 10-letniej historii tych danych. To o połowę więcej niż w październiku ub.r., który dotąd był pod tym względem rekordowy, oraz o 170 proc. więcej niż w marcu 2020 r.
W całym I kwartale przypadków niewypłacalności – czyli niezdolności do regulowania zobowiązań wobec dostawców, skutkującej upadłością bądź którąś z form postępowania restrukturyzacyjnego – było 538, czyli o 105 proc. więcej niż w tym samym okresie ub.r. Dla porównania, w całym 2020 r. niewypłacalność ogłosiło niespełna 1300 firm.
Analitycy EH podkreślają, że do największego skoku liczby niewypłacalności, o 174 proc. rok do roku, doszło w I kwartale w sektorze usługowym, co łatwo powiązać z antyepidemicznymi ograniczeniami aktywności ekonomicznej. Dla porównania, w budownictwie przypadków niewypłacalności było o 50 proc. więcej, w przemyśle przetwórczym o 68 proc. więcej a w transporcie o 88 proc. więcej.
Taka struktura branżowa niewypłacalności daje szansę na to, że sytuacja poprawi się wraz z odmrażaniem gospodarki. Z drugiej strony, jak wskazują analitycy EH, każda niewypłacalność wiąże się z brakiem środków na pokrycie zobowiązań u dostawców, co z kolei powoduje efekt domina.
Chociaż bezpośrednią przyczyną skokowego wzrostu liczby niewypłacalności jest epidemia COVID-19 i związane z nią ograniczenia aktywności ekonomicznej, to istotną rolę odgrywają też czynniki regulacyjne. Zjawisko przybrało na sile po tym, jak rząd od lipca ub.r. wprowadził uproszczoną procedurę restrukturyzacyjną. W I kwartale z tego postępowania skorzystały 353 niewypłacalne firmy, podczas gdy likwidację ogłosiło 129 firm.