Podczas gdy WIG20 spadł wczoraj o 1,8 proc., to kojarzony z "maluchami" sWIG80 zyskał 0,4 proc.Siła małych spółek, które nie tak dawno zostały "spisane na straty" i popadły w zapomnienie, widoczna jest zresztą od dłuższego czasu. Podczas gdy WIG20 jest wciąż 7,6 proc. na minusie względem końca 2008 r., to sWIG80 zyskał już 9,2 proc.
To właśnie w przypadku tego drugiego indeksu pojawiły się ostatnio wiarygodne sygnały długoterminowego przełomu. Przebicie półrocznej (w przybliżeniu ze 125 sesji) średniej kroczącej to wydarzenie, które w przeszłości było zawsze bezbłędną oznaką zmiany trendu sWIG80 (a wcześniej jego poprzednika - indeksu WIRR).
Gdyby przyjąć hipotetyczne założenie, że inwestor jest w stanie zbudować portfel akcji perfekcyjnie zgodny ze składem sWIG80 (który jest regularnie rewidowany przez władze giełdy), to posługiwanie się półroczną średnią kroczącą byłoby od początku warszawskiej giełdy maszynką do robienia pieniędzy.
W ostatnich 15 latach kupowanie takiego hipotetycznego portfela akcji w momencie, gdy sWIG80 (lub WIRR) przebija w górę półroczną średnią, i sprzedawanie go, gdy indeks przebija w dół tę średnią, przyniosłoby ponad 6000 proc. zysku, czyli średnio 31 proc. rocznie (roczna skumulowana stopa zwrotu). W tym samym czasie sWIG80 wzrósł o około 600 proc. Co więcej, inwestor posługujący się taką prostą strategią z portfelem wypełnionym gotówką przetrwałby bez większego uszczerbku każdą wielką bessę (1998, 2000-2002, 2007-2008).
Skoro na początku kwietnia strategia ta dała sygnał kupna (po raz pierwszy od czerwca 2006 r.), to potrzeba naprawdę poważnych i solidnie uzasadnionych argumentów, by upierać się przy stwierdzeniu, że małe spółki są skazane na kontynuację trendu spadkowego.