Od czasu, gdy ponad dwa tygodnie temu napisałem ostatni komentarz przed urlopem, sytuacja na warszawskim parkiecie praktycznie się nie zmieniła. Najpierw szybki, ale krótkotrwały ruch w górę w przedostatnim tygodniu września, później powolne opadanie i znów chwilowy wystrzał w miniony wtorek, a wreszcie wczorajsze obsunięcie - ta huśtawka nastrojów jest objawem równowagi sił w średnim terminie.
W ujęciu technicznym równowagę tę obrazuje trwająca już od ponad pięciu tygodni konsolidacja. WIG porusza się w "kleszczach" pomiędzy sierpniowym (a jednocześnie tegorocznym) szczytem stanowiącym poziom oporu (39 185 pkt) a strefą wsparcia, jaką wyznaczają dołki z 2 i 14 września (około 35 780 pkt). Dopóki któraś z tych barier nie zostanie sforsowana (najlepiej przy dużych obrotach), wszelkie wahania WIG można traktować jako nieistotne w średnim terminie. Innymi słowy, do tego momentu posiadacze akcji nie będą mieli technicznych argumentów za tym, by pozbyć się walorów, zaś inwestorzy dopiero czekający na okazję do wejścia na rynek nie będą mieli argumentów za tym, by kupić akcje.
W dłuższym terminie sytuacja nadal zaś sprzyja bykom. Nie wydarzyło się bowiem nic, co podważałoby trwałość rozpoczętego w lutym trendu wzrostowego. Wspomniana średnioterminowa konsolidacja stanowi jedynie płaską korektę nadrzędnego trendu i dopóki WIG nie przebije poziomów wsparcia (w takim wypadku znalazłby się najniżej od połowy sierpnia), należy zakładać, że tendencja zwyżkowa będzie z czasem kontynuowana.
Taka logika postępowania doskonale sprawdzała się dotąd w tym roku.W ujęciu fundamentalnym siłą utrzymującą WIG w pobliżu tegorocznego szczytu jest zgodny z planem byków rozwój sytuacji makroekonomicznej na świecie i w Polsce. Nawet pesymistom trudno jest już dyskutować z faktem, że gospodarka w USA wychodzi z recesji. Wystarczy przytoczyć choćby poniedziałkowy odczyt indeksu ISM dla amerykańskiego sektora usług, który triumfalnie przebił poziom 50 pkt (uznawany za granicę między recesją i ożywieniem), mimo obaw dotyczących rynku pracy.
Dopóki proces wychodzenia gospodarki światowej z załamania nie zostanie w drastyczny sposób zakłócony (np. poprzez radykalne zaostrzenie polityki pieniężnej w obawie przed inflacją), kursy akcji będzie wspomagała potężna siła ekonomiczna wynikająca ze zwiększania się oczekiwań dotyczących zysków spółek. W zbliżającej się końcówce roku znaczenia nabierze w szczególności tzw. efekt bazy, oznaczający, że wyniki gospodarcze i finansowe będzie stosunkowo łatwo poprawiać z dramatycznym przełomem lat 2008 i 2009. Odchodzący stopniowo do przeszłości kryzys finansowo-gospodarczy może mieć co prawda drugą fazę, ale czy ktoś jest w stanie, po pierwsze, wiarygodnie oszacować jej skalę i czas, a po drugie - przewidzieć, jaki będzie jej wpływ na rynki?