Nasza giełda była dziś pod wpływem rynków zachodnich. Po neutralnym otwarciu jeszcze przed południem nastąpiły na niej spadki - choć niewielkie - które były pochodną głównie dużo słabszego od oczekiwań odczytu indeksu ZEW, mierzącego nastroje niemieckich inwestorów i stanowiącego wskazówkę dla przyszłości gospodarczej naszych sąsiadów.
Słaby odczyt ZEW wpłynął na przecenę akcji w całej Europie. Straty WIG i WIG20 pogłębiły się do około pół procent krótko przed 14.00, w reakcji na spadki kontraktów na indeksy amerykańskie. Inwestorzy w USA z dużą nerwowością wyczekiwali bowiem na publikację raportu finansowego Citigroup, który miał się ukazać właśnie o 14.00 naszego czasu.
Oczekiwano, że straty Citi znów będą kolosalne. I faktycznie takie były - wyniosły aż 7,6 mld USD, mniej więcej tyle, ile prognozowali analitycy - tyle że głównie w wyniku spłaty przez bank pożyczki od rządu. Może właśnie to uspokoiło inwestorów. Bo amerykańskie futures i światowe indeksy, zamiast utrzymać się na minusie, nagle wystrzeliły wyraźnie w górę. W efekcie także na naszej giełdzie najpierw wskaźniki znalazły się w pobliżu kreski, a na koniec sesji nawet wyraźnie nad nią.
Na koniec WIG20 zyskał 0,98 proc., a WIG 0,7 proc., i oba te wskaźniki znalazły się najwyżej od września (WIG20) lub sierpnia (WIG) 2008 r. Drogę do dalszej hossy mają otwartą.
Zachowanie naszego rynku z pewnością będzie zależeć od tego, jak będzie się spisywać giełda w USA i jakie wyniki będą publikować kolejne amerykańskie korporacje. Należy liczyć, że nie zawiodą, a nawet jeśli, to pozostanie to bez konsekwencji, tak jak właśnie w wypadku Citigroup.