Praktycznie przez cały dzień akcjami handlowano po cenach zbliżonych do wtorkowego zamknięcia. Inwestorzy w Warszawie nieszczególnie przejęli się kolejną porcją słabych wyników finansowych amerykańskich firm, mimo, że giełdy krajów rozwiniętych w tym amerykańskie zareagowały na nie mocnymi spadkami.

Bank of America podał, że jego strata na akcję sięgnęła 60 centów, podczas gdy oczekiwano 57 centów. Jeszcze bardzie rozczarował Morgan Stanley, gdzie zysk na akcję (14 centów) był ponad 2,5 raza niższy niż rynkowe szacunki. Jedynie Wells Fargo podał wynik lepszy od prognoz. Również dane z rynku nieruchomości nie były korzystne dla posiadaczy akcji. W grudniu rozpoczęto o 4 proc. mniej nowych budów niż się spodziewano.

Tym razem jednak GPW oderwała się od ogólnoświatowych trendów. W pewnym momencie kupujący pokusili się nawet na atak na 2500 pkt. Udało się go przebić ale nie udało się utrzymać indeksu powyżej do końca dnia. Brak reakcji na amerykańskie dane, może oznaczać, że inwestorzy w Warszawie szykują grunt pod kolejne rekordy. Jeśli korekta na rynkach zachodnich nie przedłuży się, może się udać. Dużą zasługę mogą wtym mieć fixingowi cudotwórcy. Ich aktywność w ostatnich minutach sesji sprawiła, że indeks WIG20 rzutem na taśmę wyszedł minimalnie nad kreskę. Z fundamentami znów ma to jednak niewiele wspólnego. Bardzo podobną sesję mieliśmy też w poniedziałek, choć wtedy skala zmian na fixingu była znacznie większa. Ostatecznie na koniec dnia zyskał 0,03 proc. Obroty przekroczyły 1,7 mld zł.