Środowa sesja na GPW skończyła się znacznie lepiej niż zaczęła. Podczas gdy na otwarciu WIG20 tracił 0,3 proc., to na zamknięciu – po spokojnej zwyżce trwającej przez większość dnia – był już 0,35 proc. powyżej poziomu z wtorku.

Co zadecydowało o takim przebiegu sesji? Na jej początku humory inwestorów psuły doniesienia z Europy Zachodniej, gdzie indeksy nieco zniżkowały pod wpływem m.in. fatalnych wyników irlandzkiego banku AIB, który notabene szykuje się do sprzedaży udziałów w polskim BZ WBK (strata AIB w I półroczu urosła do 1,7 mld EUR z niespełna 1 mld EUR rok wcześniej).

Nie pomagał nawet fakt, że inne spółki z sektora finansowego poprawiły wyniki (m.in. francuskie Societe Generale, a w Polsce BRE i Pekao). Być może złe wieści wywarły na inwestorach większe wrażenie niż te dobre dlatego, że byli jeszcze pod wrażeniem opublikowanych dzień wcześniej serii słabszych od prognoz danych makro z USA. Do tego rano doszedł rozczarowujący odczyt wskaźnika PMI obrazującego kondycję sektora usług w strefie euro (wyniósł 55,8 podczas gdy spodziewano się 56 pkt).

Z czasem jednak na rynki zaczął wracać krok po kroku optymizm. Wczesnym popołudniem WIG20 wyszedł na plus. Po godzinie 14 apetyt inwestorów na akcje wzrósł dzięki doniesieniom z amerykańskiego rynku pracy. Według szacunków firmy ADP w lipcu w USA powstało 42 tys. nowych miejsc pracy w sektorze prywatnym, podczas gdy oczekiwano 40 tys. (jednocześnie mocno w górę poszły dane za czerwiec – z 13 tys. do 19 tys.). To dało inwestorom nadzieję na to, że nie rozczarują tradycyjnie wyczekiwane przez rynek piątkowe oficjalne dane o zmianie zatrudnienia (nie tylko w firmach prywatnych).

Dzięki zwyżce o 0,35 proc. WIG20 odrobił praktycznie całe straty z wtorku. Optymiści liczą na to, że niebawem indeks pokusi się o atak na kwietniowy rekord hossy (2604 pkt).