Zapowiadane ożywienie nie tylko nie nadchodzi, ale także dotychczasowej sile napędowej Europy – niemieckiej gospodarce – grozi głębsze spowolnienie. Taki obraz sytuacji na Starym Kontynencie wyłonił się po publikacji wstępnych wartości indeksów PMI za kwiecień. Ich pochodną była dotkliwa przecena euro i walut państw najsilniej powiązanych więzami handlowymi z największą gospodarką strefy euro, czyli m.in. szwedzkiej korony i złotego. Wbrew tradycyjnej korelacji dynamicznie wzrastały zachodnioeuropejskie indeksy, które windowały gwałtownie drożejące instytucje finansowe. To znak, że inwestorzy oczekują  kontynuowania luzowania polityki pieniężnej.

Dziś kolejna cenna wskazówka: publikacja indeksu Ifo. Model ekonometryczny bazujący na danych, które już poznaliśmy, sugeruje odczyt nieco gorszy niż przed miesiącem, jak również niższy od rynkowego konsensusu.

Niepokojące sygnały napłynęły także z Państwa Środka. Chińskie władze wykazują jednak akceptację dla niższego tempa wzrostu – priorytetowe znaczenie ma w ich oczach zmiana modelu gospodarczego na bazujący w większej mierze na popycie wewnętrznym. To zła informacja zarówno dla rynków surowców przemysłowych, walut procyklicznych, jak również części regionalnych indeksów, a zwłaszcza głównych średnich giełdowych Australii i Nowej Zelandii.