Ale polska gospodarka coraz bardziej zwalniała i tylko kwestią czasu było nadejście korekty. I korekta faktycznie nadeszła, a dokładniej – trwa już cztery miesiące. W tym czasie WIG osunął się o 10 proc. i inwestorom miny zmarkotniały. Do tego doszła dyskusja o przyszłości OFE i pojawiło się zwątpienie, czy faktycznie na polskich akcjach da się w tym roku zarobić. Jednocześnie trzeba się trzymać jakiejś strategii i skoro od dłuższego czasu wskazywaliśmy, że dobrym czasem na kupowanie akcji jest dołek cyklu gospodarczego, to musimy być konsekwentni. Dołek chyba mamy. Korekta nam się wydarzyła (lub jest w zaawansowanej fazie). Co więcej, może się okazać niebawem, że RPP jeszcze przytnie i tak niskie stopy. Nie pozostaje nic innego, jak zamknąć oczy (albo zacisnąć zęby – jak kto woli) i akumulować akcje w nadziei, że później powinno być już tylko lepiej.
Czekamy też na korektę na rynkach rozwiniętych. Trudno sobie wyobrazić, aby amerykańskie czy niemieckie akcje mogły rosnąć dalej bez odpoczynku. Być może korekta już się rozpoczęła. Jej potwierdzeniem byłoby nieprzekroczenie szczytów z początku miesiąca przez S&P500 i DAX. W jakiej sytuacji nasza wiara w to, że teraz warto akumulować akcje, zostałaby skruszona? Gdyby dołek przesunął się jeszcze głębiej. To znaczy, gdyby spadek tempa polskiego PKB nie zatrzymał się na obecnych poziomach rzędu 0–1 proc., ale gdyby okazało się, że obsuwamy się dalej, poniżej zera. Wtedy inwestorom może nie starczyć cierpliwości, a przy wysokim zaangażowaniu OFE w akcjach, mogłoby zrobić się nerwowo. Mamy jednak nadzieję, że jest to scenariusz o niewysokim prawdopodobieństwie realizacji.
Reasumując, jesteśmy w okolicach dołka cyklu koniunkturalnego. Zwykle był to dobry moment na akumulowanie akcji. Ostatnia czteromiesięczna korekta i zwątpienie, jakie zaczynają ogarniać inwestorów, są mocnymi argumentami za kupowaniem. Jeśli jeszcze RPP obniży stopy na początku maja, to musiałoby się wydarzyć coś naprawdę złego, aby pokrzyżować plany bykom.