Indeks paryskiej giełdy znalazł się właśnie w okolicach szczytów z wiosny 2011 r., kiedy to francuski PKB rósł w tempie 2,6 proc. Wyraźne przebicie historycznych szczytów z 2007 r. przez frankfurckie indeksy zdaje się kłócić z odnotowanym w I kwartale zmniejszeniem się niemieckiej gospodarki. Gdy przed sześciu laty indeks DAX bez powodzenia walczył z oporem na poziomie 8000 pkt, niemiecki PKB rósł o 3,5 proc. Teraz w warunkach stagnacji lub tzw. technicznej recesji poradził sobie z tą barierą wyjątkowo sprawnie. Czyżby banki centralne zdołały oślepić inwestorów, którzy nie dostrzegają wyraźnej rozbieżności pomiędzy stanem realnej gospodarki a jego wyceną przez wirtualny świat finansów? W takim przypadku przebudzenie mogłoby okazać się bardzo gwałtowne i bolesne. Czy może jednak rynek wycenia coś, czego nie widać jeszcze w światowej gospodarce? Wtedy sen zamieniłby się w jawę bez drastycznej fazy przebudzenia.

Pierwszy scenariusz jest jasny, prosty i wszechobecny. Kiedy bankierzy wyłączą maszyny drukarskie, oślepiające światło zgaśnie. Drugi niebezpiecznie zbliża się do wielokrotnie już skompromitowanego twierdzenia: „ tym razem będzie inaczej” lub „rozpoczęła się nowa era”. Jednak akurat w obecnym przypadku może się okazać, ze wcale nie jest inaczej, ale jest dokładnie tak jak było dwie dekady temu. Sposób, w jaki rosły przez ostatnie pół roku amerykańskie indeksy akcji, drobnymi kroczkami, ale systematycznie do przodu, do złudzenia przypomina dokonania tych samych indeksów w latach 1995–1996. Również porównanie stanu gospodarek Europy oraz USA dziś i 20 lat wcześniej wykazuje liczne podobieństwa. Wyraźna słabość niemieckiego PKB na początku 1996 r. (0,1 proc.) wcale nie zmniejszyła chęci inwestorów giełdowych do ustanawiania nowych szczytów na indeksie DAX. Hossa na S&P500  była zbyt silnym do zignorowania impulsem. Również poziom i trend w wycenach spółek był podobny.

Tak jak na początku 1996 r. dzisiejszy mnożnik ceny do zysków dla S&P500 kształtuje się na poziomie 16 dla historycznych wyników i 14 w przypadku oczekiwanych zysków. Słynna hossa drugiej połowy lat 90. była w dużej mierze oparta na dwukrotnym wzroście tych wskaźników wyceny. To była amerykańska dekada, zarówno pod względem realnych dokonań, jak i rozbudzonych oczekiwań. Być może ostatnia siła rynków akcji świadczy o tym, że tym razem będzie podobnie.