Tak skrótowo i metaforycznie można określić zamianę słabości w siłę, która może być zapowiedzią udanego drugiego półrocza wobec pozostawiającego nieco do życzenia w spektrum dużych spółek początku roku. Co ciekawe, poprawa pojawiła się niemalże znikąd, gdyż kwestia OFE nie została wyjaśniona, a o poprawie koniunktury gospodarczej nadal zdecydowanie więcej się mówi niż realnie obserwuje. Ostatni odczyt wskaźnika PMI dla przemysłu trudno uznać za optymistyczny, gdyż osiągnięty poziom 48 pkt i tak był gorszy niż średnia ze słabego przecież pierwszego kwartału, która wyniosła 48,7 pkt. Z nadzieją można jednak patrzeć na resztę kontynentu, gdzie w strefie euro wyjście indeksu na nowe piętnastomiesięczne maksima wspierać będzie krajowy eksport, a przez ten kanał zarówno wzrost PKB, jak i giełdę, gdzie spółek szukających zagranicznych rynków zbytu nie brakuje. Być może jest to jeden z czynników, dzięki któremu spółki drugiego i trzeciego szeregu prezentują zdecydowanie lepszą formę od tych największych. W sektorze blue chipów również jednak doszło do zdecydowanego ocieplenia i co ważne nie jest ono widoczne tylko w Warszawie, ale również w Budapeszcie. Jeżeli bowiem dokładnie spojrzymy na zachowanie globalnych rynków, to okaże się, że od pamiętnego zdania wypowiedzianego przez Bena Bernankego o możliwym ograniczeniu programu QE3 na jednym z następnych posiedzeń FOMC rozpoczęła się korekta na rynkach zarówno rozwiniętych, jak i rozwijających się. Jeden jednak region zachował się przeciwnie do globalnej tendencji i jest nim Europa Środkowa z wyłączeniem Rosji. W praktyce chodzi tylko o Budapeszt i Warszawę, czyli rynki o interesującej wspólnej charakterystyce, jaką jest agresywnie łagodzona polityka monetarna. Wydaje się, że kapitał liczy na to, że niski koszt pieniądza pobudzi konsumpcję oraz zmusi do przesunięcia części oszczędności na giełdę. Co interesujące, mowa o ograniczeniu programu QE3 niespecjalnie nam szkodzi. Dokłada się ona do ostatnio obserwowanej słabości krajowego rynku długu, a koniec hossy na obligacjach jest ostatnim elementem potrzebnym do rozpędzenia zwyżek na akcjach. Co ciekawe, w 2003 roku, po okresie marazmu, zwyżki zaczęły się niemalże dokładnie wraz z końcem rynku byka na obligacjach.