Jest to tym bardziej uzasadnione, że relacja byków do niedźwiedzi w ostatniej ankiecie Investors Intelligence przekroczyła 3,6. To poziom widziany poprzednio jesienią 2003 r. Jednocześnie udział akcji w portfelach aktywnie zarządzanych funduszy w USA znów przekroczył 80 procent, co jest poziomem typowym dla lokalnych górek. W takich warunkach potencjał zwyżkowy giełdy wydaje się bardzo ograniczony, a podstawowe scenariusze, jakie należałoby rozważać, to albo głębsza, kilkunastoprocentowa korekta, albo trwający dłużej ruch boczny. Dziś trzeba myśleć przede wszystkim o stosunku potencjalnego zysku do potencjalnej straty. Ta relacja wydaje się niezadowalająca i w jednym, i w drugim scenariuszu.
Przez najbliższe dwa, trzy tygodnie inwestorzy będą żyć przede wszystkim wynikami amerykańskich spółek w I kwartale. IV kwartał był ósmym z rzędu, w którym zyski były wyższe od spodziewanych. Równocześnie trzeci kolejny raz skala zaskoczenia była coraz niższa. W I kwartale 2010 r.
wzrost zysków okazał się wyższy o 34,4 pkt proc. od prognozowanego, w II kwartale o 11,4 pkt proc., w dwóch kolejnych o odpowiednio o 7,2 pkt proc. i 5 pkt proc. Pierwsze trzy miesiące tego roku będą pierwszymi, w których skala poprawy zysków będzie znacznie niższa niż w poprzednich okresach. Ma wynieść tylko kilkanaście procent wobec przeszło 30 proc. w każdym z trzech wcześniejszych kwartałów. Reakcje na wyniki i zapowiedzi mniejszych spółek, które już opublikowały wyniki za I kwartał, nie nastrajają optymistycznie.
Wszelkie odstępstwa w dół od prognoz karane są wyraźnymi przecenami.
Tłem dla tych reakcji jest wyraźne ochłodzenie koniunktury gospodarczej w marcu, sygnalizowane przez wskaźniki wyprzedzające. Globalny PMI obniżył się z 59,2 pkt w lutym do 54,7 pkt. W dół poszły wskaźniki nowych zamówień i zatrudnienia, a jedynym, który utrzymał się na poziomie z poprzedniego miesiąca, był wskaźnik kosztów produkcji. Inwestorzy zignorowali te informacje, a w dużym stopniu przyczynił się do tego napływ do funduszy inwestujących w ryzykowne aktywa. Na krótką metę to czynnik mogący zdeterminować koniunkturę, ale na dłuższą – przepływy muszą przegrać ze słabnącymi fundamentami.