Po wczorajszym odbiciu na Wall Street, gdzie inwestorom otuchy dodał Fed, zapowiadając, że bliskie zera stopy utrzyma jeszcze przez dwa lata, a ponadto może sięgnąć po niestandardowe środki polityki monetarnej, dzisiaj z rana poprawiły się nastroje także na innych rynkach. W Azji indeksy podskoczyły po 1-2 proc. i na plusach zaczął się także handel na giełdach europejskich.
Sielanka trwała dopóki do głosu nie doszli Amerykanie. Gdy po notowaniach kontraktów terminowych dostrzeżono, że raczej nie ma szans, aby amerykańskie indeksy otworzyły się dziś na plusie, indeksy zaczęły szybko zmierzać na południe. Po otwarciu na Wall Street, gdzie indeksy na „dzień dobry" straciły po około 2 proc., spadki w Europie Zachodniej tylko przyspieszyły. Na niektórych rynkach, m.in. w Mediolanie, przekroczyły 5 proc., ale na pozostałych były niewiele mniejsze.
Tuż przed końcem sesji giełdy w Paryżu, Frankfurcie i Madrycie traciły od 4,2 proc. do 4,5 proc. Stratę 2,3 proc. notował londyński indeks FTSE-100. Wskaźniki nowojorskie traciły w tym czasie 3,1-3,7 proc.
Powód przeceny na giełdach jest wciąż ten sam – obawy, że strefa euro nie poradzi sobie z rozprzestrzeniającym się kryzysem zadłużenia oraz że światową gospodarkę czeka ostre spowolnienie, jeśli nie recesja.
Najwięcej traciły dzisiaj banki. Rekordzistą był francuski Societe Generale, którego papiery taniały w ciągu dnia nawet o 23 proc. Inni francuscy kredytodawcy też mocno tracili, a powodem były nasilające się spekulacje, że ze względu na wysokie zadłużenie Francja może być kolejnym krajem w kolejce do odebrania mu najwyższego ratingu.