Trudno mi uznać trwające już półtora roku męki strefy euro z problemem zadłużenia za podstawę do tak dynamicznego ruchu rynkowego. W przypadku amerykańskiego problemu z limitem zadłużenia oraz, w konsekwencji, z obniżeniem ratingu też trudno jest traktować te informacje jako nowe i, co najważniejsze, mające istotne znaczenie ekonomiczne. Nieco ważniejsza jest, moim zdaniem, kwestia pogorszenia się danych ekonomicznych na świecie i możliwość wejścia w kolejną falę recesji. Jednak spowolnienie dynamiki wzrostu gospodarczego jest już faktem od co najmniej kilku miesięcy, a w przypadku niektórych wskaźników i krajów – od roku.
Niestety, w dalszym ciągu nie znamy nawet przybliżonej odpowiedzi na pytanie, z czym mamy obecnie do czynienia. Teoretycznie możemy być w trakcie zwykłej korekty dotychczasowego trendu wzrostowego, która przybrała dość nietypowy kształt i charakter. W końcu, patrząc tylko na USA, można stwierdzić, że ubiegłoroczna korekta skończyła się po kilku miesiącach aż 17-proc. spadkiem. Obecnie od szczytu do dołka S&P500 zanotował 19-proc. spadek. Żeby potwierdzić taki scenariusz, rynek akcji powinien w ciągu kilku tygodni pokazać siłę i znaleźć się ponad 200-sesyjną średnią, którą przebił w dół na początku sierpnia.
Inną możliwością jest wejście rynków w długotrwałą bessę, na podstawie modnego ostatnio porównania obecnych spadków do pierwszych miesięcy rynków niedźwiedzia z 2000 i 2008 roku. Zgodnie z historycznym wzorcem przyjęcie takiego scenariusza oznacza rozpoczęcie całej serii spadków, które doprowadzą do ukształtowania się dna w drugiej połowie 2012 roku.
Trzecią możliwością, do której jestem obecnie najbardziej przywiązany, jest scenariusz definiujący ostatnie spadki jako krach. Chociaż słowo to może budzić strach, to jednak wystąpienie krachu byłoby zdecydowanie lepsze niż bessa. Tym bardziej że większość przeceny możemy mieć już za sobą. Najwygodniej jest posłużyć się historycznymi analogiami z USA, gdzie najbardziej znany krach nastąpił w 1987 roku, ale były też inne, np. w latach 1962 i 1966. Modelowo, obecny krach powinien się zakończyć na przełomie września i października ustanowieniem dołka w okolicach 1000 pkt w przypadku S&P500. W kolejnych miesiącach rynki powinny odrabiać straty, tak aby w drugiej połowie 2012 roku wejść na nowe szczyty hossy. Gwałtowne zatrzymanie tempa wzrostu rynków akcji, ale nie głównego trendu wzrostowego stanowiłoby odpowiednik spowolnienia gospodarczego, którego jesteśmy świadkami. W przypadku bessy za rok notowalibyśmy dopiero rynkowy dołek, natomiast krach „gwarantuje" inwestorom nowe szczyty w przyszłym roku.