Globalne rynki akcja mają za sobą tydzień, w którym zmienność cen i nastrojów przyprawiała o mdłości nawet najbardziej doświadczonych inwestorów. Zaczęło się od nowych minimów w trendach spadkowych a skończyło zwyżkami wszystkich ważnych indeksów. Jednak z perspektywy końca tygodnia doskonale widać, iż tydzień miał wiele cech, które dobrze opisuje fraza o bykach ubijających dno w rejonie sierpniowego minimum.
Nie ma jednak wątpliwości, iż próba ustabilizowania indeksów w rejonie sierpniowych dołków nie jest zadaniem łatwym. Przez rynki przelewa się fala sprzecznych sygnałów i masy medialnego szumu, który nie pozwala zapomnieć o potencjalnym upadku Grecji i skutkach takiego wydarzenia dla europejskiego sektora bankowego. Bez wątpienia centrum sceny zajęła dziś Europa i jej problemy, ale uważne wsłuchanie się w rynek pozwala usłyszeć również pozytywne sygnały.
Tylko w zeszłym tygodniu w USA pojawiło się kilka raportów, które zaprzeczają drugiej fali recesji. Praktycznie każdego dnia na rynek spadły informacje, iż gospodarka ma się lepiej od oczekiwań analityków. Starczy wspomnieć antyrecesyjne w wymowie indeksy ISM, dane ADP i – przyciągające najwięcej uwagi – dane Departamentu Pracy, które pokazały, iż w ostatnich trzech miesiącach w gospodarce amerykańskiej przybyło około 290.000 etatów.
Już powyższe wyliczenie zmusza do postawienia tezy, iż problemem Wall Street i innych rynków nie jest kondycja amerykańskiej gospodarki, ale obawy przed nową falą kryzysu, jaka może rozlać się w świat z Europy a ściślej rzecz ujmując z europejskiego sektora bankowego. To dlatego rynki z entuzjazmem przyjęły informacje, iż Europejski Bank Centralny i rządy najważniejszych krajów Unii Europejskiej postanowiły skoncentrować energię na dokapitalizowaniu banków a nie na wymuszaniu na Grecji kolejnych oszczędności.
Wydaje się, iż Europa dojrzała już do tego, by uporać się ze swoimi problemami atakując na froncie, który naprawdę szkodzi gospodarce. W takim kontekście kolejne tygodnie powinny przesunąć uwagę giełd w stronę spółek, które na fali dynamicznych przecen stały się fundamentalnie tanie - np. wskaźnik P/E liczony dla indeksu S&P500 wynosi teraz 12, gdy historyczna średnia to 15,7. Oznacza to, iż zbliżający się sezon wyników przyniesie sporo pozytywnych zaskoczeń. W istocie giełdy wchodzą w okres publikowania raportów, gdy indeksy szorują na rocznych minimach.