Od początku listopada z globalnego rynku akcji wyparowało już ponad 3,3 bln USD.
W Europie kursy spadały przede wszystkim na skutek wzrostu kosztów kredytu w tym rejonie. Sygnałem alarmowym znowu okazała się informacja z Hiszpanii, której na razie nie pomaga zmiana rządu. Na przetargu trzymiesięcznych bonów skarbowych w Madrycie ich rentowność wzrosła do 5,11 proc. To prawie dwa razy więcej od 2,292 proc., których inwestorzy zażądali w czasie poprzedniego przetargu takich papierów 25 października. Najwyższa od 2003 r. była też rentowność obligacji dwuletnich, a w Belgii rentowność dziesięciolatek przekroczyła 5?proc.
Na takie informacje najgwałtowniej reagują akcjonariusze banków. Papiery Dexii straciły 11 proc. Jeszcze bardziej, bo o 13 proc., przeceniono akcje Commerzbanku, gdy okazało się, że spółka ta może potrzebować więcej kapitału.
W Nowym Jorku informacje świadczące o rozprzestrzenianiu się kryzysu w strefie euro też pogorszyły nastroje inwestorów, a spadki kursów były jeszcze większe, gdy Departament Handlu poinformował, że przeszacował tempo rozwoju amerykańskiej gospodarki w III kwartale. Przed miesiącem uznał, że PKB wzrósł w tym okresie o 2,5 proc., a teraz obniżył ten wskaźnik do 2 proc. To również mniej od tego, co prognozowali ekonomiści. Najdotkliwiej odczuli to akcjonariusze spółek, których wyniki są najbardziej uzależnione od tempa wzrostu gospodarczego.
Inwestorzy na rynkach surowcowych zazwyczaj z pewnym opóźnieniem reagują na informacje makroekonomiczne. Tak było również wczoraj. Ropa naftowa i miedź drożały od początku sesji zarówno w Londynie, jak i w Nowym Jorku, a przyczyn tej poprawy nastrojów należy upatrywać w zapewnieniach z poniedziałkowego wieczoru, że mimo braku porozumienia co do sposobów redukcji amerykańskiego długu Stany nie stracą ratingu AAA. Kojąco na inwestorów wpłynął też zapewne raport Banku Światowego przewidujący miękkie lądowanie chińskiej gospodarki.