Po tak dobrym okresie wejście w korektę było czymś naturalnym. Niestety, dla Polski wydarzyła się nieco wcześniej, niż można było się spodziewać – po tak dużym zastrzyku płynności wielu inwestorów liczyło, że rynki światowe przynajmniej ustabilizują się, co pozwoli naszemu na „równanie" w górę do parkietów europejskich. Co ciekawe, w odróżnieniu od kiepskiej perspektywy krajowej w euro notowania polskiej giełdy wyglądają bardzo dobrze na tle Europy: WIG wzrósł o ponad 14?proc. od początku roku, niemiecki DAX podobnie. Wiele europejskich rynków wypadło dużo gorzej, z kolei amerykański S&P 500 zyskał 9 proc. Fakt, że w euro stopa zwrotu naszej giełdy należy do lepszych w Europie, nie wspiera, niestety, rynku w czasie korekty.
W najbliższym okresie trudno oczekiwać szybkiej, istotnej poprawy koniunktury. Po okresie lepszych danych makro w USA w I kw. można oczekiwać kolejnych nieco słabszych danych, co pogarsza nastroje inwestorów. Dodatkowo w Europie po odłożeniu w czasie problemu Grecji powróciło nowe ryzyko – Hiszpania. Sposobem rozwiązania problemu jest wzrost gospodarczy. Żeby zobrazować skalę i tempo zapaści gospodarczej: według ostatnich danych bezrobocie wzrosło tam do 23,7?proc. W 2007 r. wynosiło 8,3 proc., 2012 r. będzie w Hiszpanii rokiem recesji. W takich warunkach kwestia możliwości utrzymania deficytu budżetowego, a tym bardziej kondycji sektora bankowego staje się alarmująca, co z kolei przekłada się na rynki finansowe.
Jednocześnie powolny proces zmniejszania dźwigni finansowej (delewarowania) i cięcia fiskalne zwiększają ryzyko przedłużenia recesji w Europie. Jak się wydaje, rynki powoli zdają sobie sprawę z wagi wzrostu gospodarczego także w kontekście problemu zadłużenia. Ostatnia informacja, że Włochy osiągną zbilansowany budżet o rok później niż jeszcze niedawno zakładano, została niemal kompletnie zignorowana. Dla Włoch i Hiszpanii pozostaje wyzwaniem jak przekonać rynki, że są w stanie osiągnąć wzrost PKB bez możliwości dewaluacji waluty. Ewentualnie, poprzez ekspansywną politykę monetarną EBC mógłby doprowadzić do dewaluacji euro, co pozwoliłoby odzyskać krótkoterminową konkurencyjność gospodarek z obrzeży Europy.