Nie pozostanie to bez wpływu na najbliższe perspektywy rynków wschodzących. Ewentualny powrót kryzysu na rynki obligacji zaważy w szczególności na kursach akcji z Europy Środkowo-Wschodniej. Co ciekawe, na globalnych zawirowaniach uparcie nie chce zyskiwać złoto. Kruszec, w którym historycznie inwestorzy szukali bezpiecznej przystani, obecnie zachowuje się jak zwyczajne ryzykowne aktywo. Złoto wykazuje sporą korelację z rynkiem europejskich akcji, podczas gdy jeszcze po pęknięciu bańki internetowej czy po upadku Lehman Brothers zależność była ewidentnie odwrotna. Wydaje się, że zachowanie złota można tłumaczyć na cztery sposoby. Po pierwsze, ceny mogą już sprawiać wrażenie dość wysokich, szczególnie w kontekście słabnącej inflacji. Po drugie, inwestorzy wciąż nie w pełni dyskontują obecne perturbacje w gospodarce światowej, jako zagrożenie dla całej strefy euro. Przykładowo, pomimo niekorzystnego dla rynków wyniku wyborów w Grecji i Francji kontrakty notowane na giełdzie Intrade wciąż wyceniają prawdopodobieństwo opuszczenia przez Grecję strefy euro do końca roku na niecałe 40 proc., podczas gdy jeszcze kilka miesięcy temu sięgało ono 60 proc. Po trzecie, gdy utrata ratingu AAA przez USA odeszła w zapomnienie, inwestorzy odzyskali wiarę w dolara. Po czwarte wreszcie, złoto jako „bezpieczna przystań" zyskało konkurencję w postaci niemieckich bundów. Istnieje więc sporo powodów ograniczonego popytu na złoto. Jeżeli jednak w strefie euro zrealizuje się czarny scenariusz, wyceny kruszcu po 2000 USD/oz nie są wykluczone.