Wprawdzie wczoraj byliśmy świadkami bardziej optymistycznych wydarzeń, w tym na GPW, jednak jedna sesja to za mało, by zmienić negatywny obraz rynków.
W Europie, a w szczególności w strefie euro, sytuacja komplikuje się coraz bardziej. Odejście Grecji od wspólnej waluty jest coraz bardziej prawdopodobne. Oczywiście można przeznaczać kolejne setki miliardów euro na podtrzymanie obecnego nienaturalnego stanu, ale czy nie lepiej w końcu przerwać podawanie kroplówki? Prawda, nikt nie wie, czym się to skończy. Czy powtórką paniki po upadku Lehmana, czy też chwilowym wstrząsem, po którym zaczną obowiązywać zdrowsze relacje. Nie można też przewidzieć, jaki będzie dalszy rozwój wydarzeń w przypadku kolejnych krajów. Ale trzeba sobie zdać sprawę z tego, że obecny stan, kiedy południowa Europa funkcjonuje na kroplówce, jest i tak nie do utrzymania na dłuższą metę. Lepiej poeksperymentować na małej Grecji, niż dopuścić do tego, aby grecki scenariusz powtórzył się w kilku większych krajach, takich jak Hiszpania czy Włochy.
W Polsce sytuacja wygląda zdecydowanie lepiej, chociaż zawdzięczamy to głównie temu, że nie zdążyliśmy się jeszcze rozpędzić z życiem ponad stan oraz że nie przyjęliśmy wspólnej waluty. Złoty działa niczym bufor bezpieczeństwa – kiedy zwiększa się nerwowość na rynkach, złoty się osłabia. I nie ma to nic wspólnego z jego fundamentalną wartością, tym bardziej wobec euro.
Tym, czym mogą się martwić nasi inwestorzy, jest za to malejąca dynamika zysków polskich spółek. Coraz trudniej znaleźć firmy, których wyniki rosną w podobnym tempie, jak jeszcze kilka lat wcześniej. Stajemy się powoli rynkiem coraz bardziej dojrzałym. Coraz częściej będziemy musieli się zadowalać wzrostem zysków spółek o kilka, góra kilkanaście procent. Do tego trzeba uwzględnić całą rzeszę firm, których wyniki poddawane są okresowej weryfikacji. Tak obecnie dzieje się z szeroko rozumianym sektorem budowlanym. Niektórzy jego przedstawiciele, szczególnie ci, którzy kreatywnie podchodzili do rozpoznawania zysków i żyli mocno na kredyt, poczuli nawet przysłowiowy nóż na gardle. Kursy ich akcji załamały się o dziesiątki procent. Czyż nie jest to sytuacja podobna do tej z Grecji, Hiszpanii itd.?
Reasumując, czekamy na jakiś przełom, który znowu wleje trochę nadziei w serca inwestorów. Ale trzeba sobie zdać sprawę, że samym drukowaniem pieniędzy przez EBC z kryzysu strefa euro nie wyjdzie.